Opracowanie "Kamienie na szaniec". 1. Informacja o autorze. Aleksander Kamiński (1903 - 1987), pisarz, pedagog, naukowiec. W okresie dwudziestolecia międzywojennego był wybitnym działaczem harcerskim, a w czasie drugiej wojny światowej - jednym głównych organizatorów konspiracyjnych grup harcerskich Szarych Szeregów - (Szare Szeregi to

Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom naszych mieszkańców, w tym konkretnym przypadku uczniów szkoły podstawowej klas 7-8, publikujemy linki do elektronicznej wersji lektur szkolnych – kliknij i czytaj! Nie marnuj czasu. W związku z zaistniałą sytuacją epidemiczną w całym kraju ograniczono działanie instytucji kultury. Gminne Centrum Kultury i Biblioteki w Przemęcie również zastosowało się do wytycznych. Nie oznacza to jednak, że nie pracujemy. – Zmieniła się forma naszych działań, ale cel mamy taki sam. Nadal pracujemy na rzecz mieszkańców. Książek wypożyczyć w bibliotece póki co nie można, ale nasze bibliotekarki przygotowały listy lektur i linki do nich. Można więc czytać w domu z wykorzystaniem komputera.– mówi Dyrektor GCKiB, Agnieszka szkolne klas 7-8, publikujemy linki do elektronicznej wersji lektur szkolnych kliknij i czytaj! Efektywnie wykorzystaj czas! Przygotowała Katarzyna ŁakomaArtysta – Sławomir Mrożek – Juliusz Słowacki na szaniec – Aleksander Kamiński Książę – Antoine de Saint-Exupéry wigilijna – Charles Dickens Ordona Pułkownika część Dziadów krymskie Tadeusz – Adam Mickiewicz prace – Stefan Żeromski vadis – Henryk Sienkiewicz – Henryk Sienkiewicz fraszek – Jan Kochanowski – Jan Kochanowski – Jan Kochanowski – Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – Aleksander Fredro modna – Ignacy Krasicki na kraterze – Melchior Wańkowicz i owędy – Melchior Wańkowicz 303 – Arkady Fiedler – Henryk Sienkiewicz i pani Róża – Eric-Emmanuel Schmitt z powstania warszawskiego – fragmenty – Miron Białoszewski próg nadziei – Jan Paweł II

Akcje Małego Sabotażu – szczegółowy opis. Poleca: 93/100 % 5591. Większość akcji Małego Sabotażu miała na celu oddziaływanie na społeczeństwo polskie poprzez wyrobienie w ludziach poczucia obowiązku obywatelskiego i rozpowszechnienie haseł walki cywilnej. Taką właśnie akcją była tak zwana „akcja przeciw Paprockiemu

Kamienie na szaniec w formie ebooka to powieść napisana przez Aleksandra Kamińskiego, która opowiada o członkach Organizacji Harcerzy ZHP, działających pod kryptonimem konspiracyjnym Szare Szeregi (w latach 1939-1945). Książka jest oparta na prawdziwych wydarzeniach z okresu niemieckiej okupacji i bazuje na relacji Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, spisanej Wielkanocą roku 1943. Lektura szkolna Kamienie na szaniec ebook to opcja na przeczytanie książki w jej wirtualnej wersji na komputerze, smartfonie czy tablecie. Jeśli zatem przegapiłeś możliwość wypożyczenia książki lub po prostu wolisz przyswajać treść na czytniku e-booków, pobierz Kamienie na szaniec i bryluj w szkole doskonałą znajomością losów Tadeusza, Jana, Aleksego i Zośki. Tytuł powieści stanowi fragment wiersza Juliusza Słowackiego Testament mój i prawdopodobnie nawiązuje do publikacji Karola Koźmińskiego z 1937 r. o tym samym tytule, przedstawiającej sylwetki 12 młodych nie czytałeś jeszcze powieści Kamienie na szaniec, to możesz pobrać lekturę szkolną w formie lekkiego e-booka Kamienie na szaniec - Powieść, z którą powinien zapoznać się każdy Polak Lektura szkolna Kamienie na szaniec w formie ebooka to książka napisana przez Aleksandra Kamińskiego, żołnierza Armii Krajowej oraz jednego z ideowych przywódców Szarych Szeregów. Powieść mówi o historii działalności Organizacji Harcerzy ZHP w Warszawie i zalicza się do literatury faktu, czyli formy literackiej przestawiającej wydarzenia, które wydarzyły się w rzeczywistości. Kamienie na szaniec powstały dzięki krótkiej relacji Tadeusza Zawadzkiego, kryptonim „Zośka”, który czynnie brał udział w Akcji pod Arsenałem wraz ze swoimi przyjaciółmi, Janem Bytnarem, Aleksym Dawidowskim oraz Tadeuszem Krzyżewiczem. Główni bohaterowie oprócz stawiania czoła wojennej rzeczywistości, starają się po prostu żyć normalnie i korzystać ze swojej młodości, choć tak naprawdę musieli oni dorosnąć dużo szybciej niż ich rówieśnicy urodzeni w innych czasach. Lektura szkolna Kamienie na szaniec to książka, która powinna stanowić kompas moralny dla każdego młodego człowieka, dlatego jej treść jest tak ważna na etapie kształtowania się świadomości życiowej nastolatków. Kamienie na szaniec - Fabuła lektury szkolnej Książka opowiada o młodych ludziach, którzy próbują odnaleźć się w nowej, okupowanej przez armię Hitlera Warszawie. Kamienie na szaniec bezpośrednio pokazują nam szczegóły organizacyjne licznych akcji Szarych Szeregów, czyli Organizacji Harcerzy ZHP. Możemy przeczytać o Małym Sabotażu oraz szczegółach Akcji pod Arsenałem. Fabuła ebooka Kamienie na szaniec opowiada o losach przyjaciół, którzy w marcu 1941 r. wstępują do Szarych Szeregów Chorągwi Warszawskiej, a rok później do Grup Szturmowych. Po aresztowaniu Janka Bytnara „Rudego” przez Gestapo, „Zośka” organizuje akcję odbicia przyjaciela, przeprowadzoną 26 marca 1943 r. Teraz możesz pobrać książkę w formie e-booka – nie czekaj i bądź na bieżąco z lekturą szkolną Kamienie na szaniec ebook PDF. W 1977 r. zaprezentowany został pierwszy film na motywach książki, opowiadający właśnie o Akcji pod Arsenałem. W 2014 r. na ekrany polskich kin trafił film o tym samym tytule w reżyserii Roberta Glińskiego. Lektura szkolna w formie ebooka Kamienie na szaniec do pobrania w formie pliku PDF pozwala przyswoić treść książki w wirtualnej formie. Na Ring Publishing publikujemy artykuły związane z digital storytelling i wyjaśniamy, co to jest. Opisujemy również czym są technologie w dziennikarstwie (technology in journalism) oraz jak działa Headless CMS. Dodatkowo pojawiają się też treść z efficient publishing platform. tagi: akcja pod aresnałem, ebook, e-book, e-książka, lektura szkolna, lektura szkolna za darmo, lektura w formie e-booka, literatura faktu
Kamienie na szaniec – książka Aleksandra Kamińskiego z 1943; jedna z najważniejszych pozycji literatury polskiej okresu wojennego. [1] Kamienie na szaniec – film w reżyserii Roberta Glińskiego z 2014 na podstawie książki Aleksandra Kamińskiego.
ALEKSANDER KAMIŃSKIKAMIENIE NA SZANIECSPIS TREŚCIWSTĘPSŁONECZNE DNIW BURZY I WE MGLEW SŁUŻBIE MAŁEGO SABOTAŻUDYWERSJAPOD ARSENAŁEMCELESTYNÓWWIELKA GRAUWAGINOTA EDYTORSKAWSTĘP „Był w nim i bojowiec, i artysta, i skaut, i wychowawca, a przede wszystkim - Polak,Polak gorący, który - wydawało się - zrósł się z polską ziemią, który chodził jakby wgorączce, cały zasłuchany, jak bije gdzieś w głębi polskiej ziemi polskie serce” - otonajkrótsza i najtrafniejsza charakterystyka Aleksandra Kamińskiego, autora Kamieni naszaniec. Aleksander Kamiński - twórca ruchu zuchowego w Polsce, wybitny działaczharcerski w dwudziestoleciu międzywojennym oraz naukowiec - jest również znakomitympisarzem. Wszystko, co napisał Aleksander Kamiński: czy to będzie podręcznik dlainstruktorów zuchowych, wspomnienie, opowiadanie czy rozprawa ściśle naukowa, jestzawsze autentyczne, bo głęboko przez autora przeżyte i przemyślane, i zawsze bardzouczciwe. Stanisław Broniewski: Całym życiem. Szare Szeregi w relacji naczelnika. Warszawa1983, s. 101. Stanisław Broniewski, „Stefan Orsza”, „Witold”, „K. Krzemień” (ur. 1915),harcmistrz, ppor. AK, doc. dr hab. ekonomii, we wrześniu 1939 zaangażowany w PogotowiuHarcerzy w Warszawie, w Szarych Szeregach od czerwca do września 1941 komendantOkręgu Południe w Chorągwi Warszawskiej, i w „Wawrze”,, od 1941 do maja 1943komendant Chorągwi Warszawskiej i Grup Szturmowych w Warszawie, od maja 1943 dopaździernika 1944 naczelnik Szarych Szeregów. Dowódca akcji pod Arsenałem. Autor wielucennych prac o Szarych Szeregach. Aleksander Kamiński (1903-1978) - związany z harcerstwem od roku 1922,komendant Chorągwi Mazowieckiej ZHP, w latach 1933-1939 kierownik SzkołyInstruktorskiej w Nierodzimiu i Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. W latach 1945-1948 wiceprzewodniczący ZHP, a od 1956 do 1958 przewodniczący NRH. Od roku 1945pracownik katedry pedagogiki społecznej Uniwersytetu Łódzkiego, a w latach 1962 - 1973kierownik tego zakładu. Autor wielu prac z zakresu pedagogiki społecznej. Kamiński wprawdzie sam podkreślał, że nie jest powieściopisarzem, że to, co pisze,jest relacją o wydarzeniach prawdziwych, a przecież doskonale konstruuje fabułę, potrafizawsze utrzymać czytelnika w napięciu, a jego język jest barwny i obrazowy. Są w jegodorobku twórczym teksty tak znakomite, jakich nie powstydziłby się niejeden dzielności, Antek Cwaniak, Andrzej Małkowski, Zośka z Parasol - to tylko kilkatytułów książek, które zdobyły sobie już na stałe miejsce w polskiej literaturze dla to, że wyrastają z autentycznych zdarzeń, że opowiadają o ludziach prawdziwych,stanowi o ich walorach czytelniczych; w tej prawdziwości: historycznej, psychologicznej imoralnej tkwi istota pisarstwa Aleksandra Kamińskiego. Nie ma w nim fałszu ipustobrzmiących słów; autor pozostaje zawsze w zgodzie z tymi, o których pisze, i z samymsobą. Takie też są Kamienie na szaniec. Książka ta -tak bardzo popularna, że już dla kilkupokoleń Polaków stanowi lekturę obowiązkową, wynikającą jednak nie z nakazu szkolnego,lecz z czytelniczego wyboru - ma swoją niezwykłą historię. „Rosła” ona, rzec by można, wautorze, zanim jeszcze została napisana. Kamiński bowiem od pierwszych dni okupacji byłwszechstronnie związany z konspiracją, jako współtwórca wielu inicjatyw, które w sposóbznaczący wpłynęły na kształt życia podziemnego w okupowanej Warszawie. Przedewszystkim redagował „Biuletyn Informacyjny”, najpoczytniejsze pismo konspiracyjne,wychodzące w Warszawie już od 5 listopada 1939 roku aż do Powstania Warszawskiego, anastępnie jako dziennik powstańczy do zakończenia działań bojowych w śródmieściu roku 1941 był szefem Biura Informacji i Propagandy, a także twórcą i komendantemOrganizacji Małego Sabotażu „Wawer”. Wawer” miał bardzo ścisły związek z Szarymi Szeregami. Aleksander Kamińskiwykorzystał bowiem w organizowaniu małego sabotażu metodykę pracy harcerskiej. Do „Wawra” więc ściągnęły duże gromady młodzieży harcerskiej, pragnącej w sposóbzorganizowany brać udział w walce z okupantem; tu właśnie spotkali się z „Kamykiem”Tadeusz Zawadzki, Jan Bytnar, Aleksy Dawidowski - późniejsi bohaterowie Kamieni naszaniec. Znakomity pedagog, rozmiłowany w idei harcerskiej, szybko zżył się z warszawskimśrodowiskiem szaroszeregowym i stał się w nim postacią popularną. Młodzież znała go zksiążek i publikacji prasowych, a we władzach harcerskich byli jego przyjaciele: pierwszynaczelnik Szarych Szeregów: Florian Marciniak, Juliusz Dąbrowski, współautor znanejksiążki Jeden trudny rok, Leszek Domański (Zeus z Kamieni na szaniec) i inni. Stanisław Broniewski, drugi po Marciniaku naczelnik tajnego harcerstwa, w swejrelacji o Szarych Szeregach, zatytułowanej Całym życiem pisze, ze wśród młodzieżyszaroszeregowej początkowo najpopularniejsza była książka Aleksandra KamińskiegoAndrzej Malkowski - lecz młodzi pragnęli książki dla siebie i o sobie, książki o harcerskiejkonspiracji. Przykładał też do jej powstania dużą wagę Florian Marciniak i taką książkę miałnapisać Kamiński. Zimą 1941/1942 powstała Wielka gra6 ucząca młodego człowieka tak żyćw warunkach niewoli, aby zachować wewnętrzną wolność; została ona uznana za książkęBojowych Szkół. W roku 1942 wyszedł spod pióra Aleksandra Kamińskiego Przodownik -adresowany do młodych drużynowych „Zawiszy”, książkę dla Grup Szturmowychpodyktowało Kamińskiemu życie. Tamże podziemne władze wojskowe zarządziły, już wczasie kolportażu Wielkiej gry, konfiskatę książki, uważając, Iż jest zbyt czytelna wopisywaniu metod konspiracji i w wypadku dostania się w ręce wroga może stanowićzagrożenie dla polskiego podziemia. W nocy z 22 na 23 marca 1943 roku gestapo aresztowało Jana Bytnara - Rudego. Harcmistrz Bytnar był hufcowym Hufca Południe, dowódcą plutonu GrupSzturmowych, podporucznikiem AK. Wiadomość o jego aresztowaniu i szczególnieokrutnym torturowaniu spowodowała, że wśród przyjaciół Rudego szybko dojrzałopostanowienie odbicia kolegi. 26 marca w czasie słynnej akcji pod Arsenałem, dowodzonejprzez Stanisława Broniewskiego, ówczesnego komendanta chorągwi warszawskiej SzarychSzeregów, uwolniono Jana Bytnara oraz grupę innych więźniów przewożonych z alei Szuchado więzienia na Pawiaku. Ale „Rudego” nie dało się już ocalić, jego stan - po przeżytych naSzucha torturach - był beznadziejny. Zmarł 30 marca 1943 roku, w tym samym dniu zakończył życie Aleksy Dawidowski -Alek, ranny w brzuch podczas odbijania Rudego; 2 kwietnia zmarł jeszcze jeden zuczestników akcji. Wypadki te legły u genezy Kamieni na szaniec. Relację o nich otrzymałKamiński od bezpośrednich uczestników akcji, od przyjaciół Alka i Rudego, a przedewszystkim od Stanisława Broniewskiego. Przeżył to wraz z całym środowiskiemszaroszeregowym jako wielki wstrząs. I to był bezpośredni impuls do wzięcia pióra do nie jedyny. Pozostał bowiem wkrótce po tragicznych wypadkach niezwykły dokument,jakim był pamiętnik Tadeusza Zawadzkiego - Zośki, który dotarł do AleksandraKamińskiego. I o tym dokumencie szerzej. Po śmierci przyjaciół Zośka był w fatalnym staniepsychicznym - był bliski załamania. Wówczas jego ojciec, profesor Józef Zawadzki, namówił go do napisania wspomnień. Opisuje to w Kamieniach na szaniec autor następująco: Akcja ta została szczegółowoopisana przez Stanisława Broniewskiego w książce: Pod Arsenałem. „Na wieś wyjechali we trójkę: ojciec, syn i Hania, siostra Zośki. Hania była o dwa latastarsza od brata i siedziała również gdzieś w konspiracji. Zośka pisał, chodził na spacer zHanią lub ojcem. Wspomnienia o Rudym zajęły mu około dwudziestu stron przeżywał od nowa wszystko, co zaszło. Profesor, ojciec Zośki, przewidywał Jednak dobrze: były to wspomnieniawyzwalające. Gdy Zośka skończył - zaczął się czuć wyraźnie lepiej. Wspomnieniom swymnadał tytuł „Kamienie rzucane na szaniec”. Kiedy w parę tygodni potem spotkał się wWarszawie z kimś, kto pragnął napisać książkę o Alku i Rudym - Zośka uporczywie nakłaniałdo dania tej książce tytułu swoich wspomnień:„Kamienie rzucane na szaniec.” Ten „ktoś” -! to był oczywiście Aleksander więc pamiętnik Zośki był drugim źródłem inspiracji oraz informacji dla pisarza. WUwagach, do Kamieni na szaniec autor napisał, że książka we wszystkich szczegółach opartazostała na rzeczywistych wydarzeniach, że stanowi dokument, któremu nadano formęopowieści. Jest to jednak dokument niezwykły: istotnie nie ma w Kamieniach na szaniecfikcji literackiej, autor jest wyjątkowo wierny realiom, jednocześnie akcja biegnie tak wartko,rysunki postaci są tak przekonujące i tak piękne, że czasem aż trudno uwierzyć że to życiesamo - a nie literatura. Kamienie na szaniec zawierają jednak tylko prawdę i to - rzec bymożna - prawdę wielokrotną. Po pierwsze: fakty. Wszystkie zostały potwierdzone przezhistoryków, nawet w szczegółach. Pisarz każde zdarzenie zawsze bardzo dokładnie lokalizujei w czasie, i w przestrzeni. Można z tą książką wędrować po Warszawie, śladami jejbohaterów; bez trudu odnajdziemy ulice, domy i miejsca opisane przez Kamińskiego, bo jestto nie tylko opowieść o ludziach, ale i o mieście. Warszawa żyje w Kamieniach; żyją jej ulice,place i mury. To one są przecież najbliższymi świadkami tego, co robią Szare tak bliskie akcji z konkretnymi miejscami jest ważne w aspekcie literackim, gdyżukonkretnia wszystkie wydarzenia fabularne. Znamy zawsze miejsce i czas wydarzeńopisywanych przez autora. Drugim elementem ukonkretniającym wydarzenia jest data, pojawiająca się w Kamieniach na szaniec, stanowiąca niejako ich przedakcję,to czerwiec 1939, natomiast rozdział W burzy i we mgle, otwierający czas akcji Kamieni naszaniec rozpoczyna zdanie: „Wrzesień 1939 roku był jednym z najstraszniejszych polskichmiesięcy”. Rozdział: W służbie Małego Sabotażu zaczyna się wiosną 1941, a Dywersje,kolejny z rozdziałów, otwiera zdanie „Listopad 1942 był przełomowym miesiącem drugiejwojny światowej”. Pod Arsenałem rozpoczyna się w przeddzień aresztowania Rudego - 22marca 1943 roku. Celestynów - rozdział siódmy opisuje wydarzenia po śmierci Jana Bytnara - autorinformuje, że jest to maj 1943 roku; dwudziestego dnia tego miesiąca Zośka kieruje akcjąodbicia transportu więźniów jadących pociągiem, czytelnik zna nawet godzinę, w którejpociąg zbliża się do Celestynowa. Wielka gra - ostatni rozdział książki, otwierają słowa:„Mijały letnie miesiące 1943 roku” - zamyka opis śmierci Tadeusza Zawadzkiego, w dniu 21sierpnia -1943 roku. Autor musiał celowo z wielkim pietyzmem traktować każdy szczegół,jakby świadom, że Kamienie na szaniec staną się pierwszą lekcją historii konspiracyjnegoharcerstwa dla wielu pokoleń Polaków. Że zaś ta lekcja była tak bohaterska, że aż niezwykła,musiał ją solidnie udokumentować. Odpierał tym samym możliwość ataków dotyczącychprzerysowania postaci, przesady i upiększania historii. Prawdziwa jest także książka wwarstwie psychologicznej. Znać na każdej karcie, że autor był pedagogiem o dużejwrażliwości i ogromnym doświadczeniu w pracy z młodzieżą. W Kamieniach na szaniec wszystkie postacie, tak pierwsze- jak i drugoplanowe sąautentyczne, noszą swoje prawdziwe nazwiska i prawdziwe pseudonimy konspiracyjne. Aleto jeszcze nie wyczerpuje kwestii ich prawdziwości psychologicznej, gdyż trudniej jestutrwalić na kartach książki człowieka rzeczywistego, tak aby był postacią żywą i prawdziwą,niż stworzyć postać literacką. Młodzi, opisani w Kamieniach na szaniec - są tacy, jacy bylinaprawdę. Alek, Rudy, Zośka, Leszek Domański, Andrzej Zawadowski, czy Jaś Wuttkemówią swymi własnymi słowami, dzielą się swymi prawdziwymi przeżyciami, ich gesty,zachowania, wygląd zewnętrzny utrwalone zostały z najczulszą dokładnością. Są żywi. I wtakim ich rysunku psychologicznym tkwi Jeden z sekretów popularności książki. W rozdzialepierwszym autor dokonuje prezentacji swych bohaterów. Każdego z nich przedstawia na tlegrupy rówieśników i domu rodzinnego; ukazuje świat wewnętrzny oraz sposób bycia,zainteresowania, ambicje życiowe, a także wygląd zewnętrzny. W każdej charakterystycezawarte zostały te same elementy, ale za każdym razem całość ukształtowana została inaczej. Później, na kartach książki widać dojrzewanie młodych. Wraz z Alkiem, Rudym iZośką dojrzewa całe pokolenie; widać, jak kształtują się nowe cechy charakterów, jakzmienia się świat wyobraźni, jak w ich młode życie wkraczają takie pojęcia, jak: odwaga irozwaga, odpowiedzialność, honor, wróg, niebezpieczeństwo, śmierć. Wspomniano już wcześniej o pamiętniku Tadeusza Zawadzkiego - stanowi onnieoceniony dokument -pozwalający prześledzić właśnie zagadnienie konstrukcji postaci iwydarzeń w Kamieniach na szaniec. Kamiński czerpał z pamiętnika obficie: wprowadził godo książki w postaci cytatów oznaczonych cudzysłowem (wtedy do czytelników mówi samTadeusz Zawadzki), wydobył z niego wszystkie informacje o swych bohaterach (na przykłado ich lekturach), o ich reakcjach, przemyśleniach, ukazał, jak się rodziła i pogłębiała ichprzyjaźń, zainteresowania oraz plany życiowe. Zestawmy dla przykładu dwa fragmentyopisujące ten sam moment: pożegnania przyjaciół przed aresztowaniem Rudego: Pamiętnik: „Rano w poniedziałek przygotowanie do ewakuacji Sosnowej, a po południu odprawastarszego harcerstwa ze Stefanem I znowu z wielkim, przejęciem poruszany był tematwodzów i wychowania przez wzajemne oddziaływanie, gdy Jednak odprowadzał mnie zeStefanem do domu, mówił: - Nie mam JUŻ teraz żadnych zmartwień, choćbym nawet chciał -nie mam. Teraz Tadeusz wciąż musi się czymś martwić. Wieczorem zadzwoniłem do niego:leżał już w łóżku, na bosaka podszedł do telefonu, umówiliśmy się na godzinę ósmą ranoprzed fontanną. Krótkośmy rozmawiali. Dobranoc - powiedział i położył słuchawkę”. Kamienie na szaniec: Popołudnie 22 marca 1943 roku spędził Rudy ze swym najbliższym przyjacielem. Skończyli przygotowanie do przenoszenia dużego magazynu materiałówwybuchowych, brali udział w dyskusji na temat podjętej w owym czasie przez Szare Szeregiakcji stworzenia porozumienia międzyorganizacyjnego konspiracyjnych organizacjimłodzieżowych i teraz szli do domów. Rudy odprowadzał Zośkę. Rozmawiali o sprawieostatnio bardzo ich obchodzącej: o formowaniu osobowości- przez wzajemne oddziaływanie:analizowali dodatnie i ujemne wpływy. Jakie na siebie wywierają. Zbliżała się godzina policyjna, trzeba się było rozstać. Rudy był bardzo ożywiony ipogodny. - Nie mam teraz żadnych zmartwień - mówił do przyjaciela - Choćbym nawetchciał, nie mam. Teraz ty musisz się zacząć czymś martwić Wieczorem przed snem Zośkazatelefonował do Rudego. W ostatnich miesiącach czuli się ze sobą wyjątkowo dobrze,zgadzali w poglądach na świat, na wypadki, na ludzi. Pasjonowały ich te same byli w te same rzeczy nieuchwytne a tak ważne, że malały wobec nich wszystkieinne problemy życia. Wymiana najbłahszych zdań sprawiała im przyjemność, Zośka telefonował bezżadnego powodu - ot tak, żeby powiedzieć dobranoc. Rudy leżał już w łóżku i na bosakaprzybiegł do telefonu. - Dobranoc - odpowiedział przyjacielowi. Przy - nawet pobieżnej - lekturze zestawionych wyżej fragmentów widać wyraźnie,jak bardzo pisarz jest wierny realiom, uściśla je niekiedy, podając na przykład datę,charakteryzując bliżej przedmiot dyskusji itp. Wszystkie wypowiedzi Rudego zostałyprzytoczone dosłownie, i nawet tak drobne szczegóły jak ten, że Janek Bytnar podbiegł bosodo telefonu, przeniósł pisarz do książki. Rozbudowana natomiast została w Kamieniach naszaniec charakterystyka postaci: autor bardzo wnikliwie analizuje stan psychiczny swychbohaterów, pięknie opisuje ich przyjaźń, zdając sobie sprawę, że to wszystko będzie późniejstanowiło klucz do zrozumienia postępowania Zośki w dalszych partiach stał się niejako konspektem najważniejszego rozdziału książki: Pod niemu zobaczył Aleksander Kamiński postać Rudego w oczach przyjaciela orazautocharakterystykę Zośki, świadom, że człowiek pisząc o innych, pisze także zawsze osobie. Dla opisania sceny pod Arsenałem i tego wszystkiego, co po niej nastąpiło, pamiętnikZośki stanowił źródło podstawowe. Widać to doskonale w opisach zachowania JankaBytnara, już po odbiciu, a także w relacji o samym przebiegu akcji. Także scena śmierci JanaBytnara - tak patetyczna i zdawałoby się wskroś literacka, jest sceną autentyczną; naprawdętak umierał Rudy. Wprawdzie w pamiętniku Zośki nie został utrwalony ów moment, gdy umierającyrecytuje Testament mój Juliusza Słowackiego, ale według relacji wiarygodnych świadków,było właśnie tak, jak zostało opisane w Kamieniach na szaniec. Scena ta bowiem ma swojebardzo głębokie uzasadnienie w specjalnym kulcie Słowackiego wśród młodzieżyszaroszeregowej (żywy był on przecież w legionach Piłsudskiego, których legenda robiła natym pokoleniu tak wielkie wrażenie). W przededniu aresztowania Rudego, właśnie podczasodprowadzania Zośki do domu przez Janka Bytnara i Stanisława Broniewskiego, rozmawianoo książce Karola Koźmińskiego: Kamienie na szaniec - były to życiorysy kilku legionistów. Podobny tytuł - jak jużwspomniano - Kamienie przez Boga rzucane na szaniec dał swym wspomnieniom TadeuszZawadzki. A w rok po wydarzeniach pod Arsenałem komendant „Ula” 12 Jan Rossman,kończył swój „Rozkaz L. 9/4” słowami: „Wojna trwa, walka jest nie zakończona; niech jejprzyświecają te same słowa, które prowadziły bohaterów Pomarańczarni, słowa z„Testamentu” Juliusza Słowackiego: Niechaj więc żywi nie tracą nadziei... A jeśli trzeba na śmierć idą po kolei Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec” „Tytuł książki spinał więc klamrą całą fabułę: wyrastał z przeżyć jednego z jej bohaterów, zatmosfery, jaką żyło całe pokolenie, zawierał ponadto w sobie pewną głębszą, metaforycznieujętą myśl, będącą wskazaniem dla żyjących i utrwaleniem pamięci o zmarłych. Sam Zośkanajgoręcej namawiał Kamińskiego do nadania książce właśnie takiego tytułu, także inniszaroszeregowi przekonywali autora, mającego początkowo pewne opory, do Kamieni naszaniec. Zaznaczmy jednak, że wydarzenia, które nastąpiły po odbiciu Rudego, ukazałKamiński w pewnym skrócie. Mianowicie, nie przedstawił zmian miejsca pobytu rannego,przenosin z ulicy Ursynowskiej na ulicę Kazimierzowską, a następnie do szpitala Kamieniach, na szaniec Rudy cały czas przebywa w jednym miejscu: na Mokotowie. Wten sposób powstała bardzo spoista scena, o dużym napięciu dramatycznym, a równocześniedelikatnie zabarwiona liryzmem, jedna z najbardziej przejmujących w książce. Jest w niejautor wierny wszystkim realiom zawartym w pamiętniku, stwarzając przy tym niezwykłynastrój, wynikający z wielkiego zaangażowania uczuciowego narratora. W takimprzedstawieniu jednego ze zwrotnych momentów akcji pokazał Kamiński swoje znakomitewyczucie spoistości fabularnej; nagromadzenie szczegółów związanych z opisywaniemprzenoszenia rannego osłabiłoby dramatyzm tej sceny. Nie szkodząc więc prawdziehistorycznej, złączył wszystko w jedną całość, wyzyskując napięcie dramatyczne tkwiące wopisywanych wydarzeniach, tak aby czytelnik długo pozostał pod wrażeniem ostatnich chwilRudego, aby miał wrażenie, że był ich świadkiem. Natomiast śmierć Alka Dawidowskiego, wszpitalu Dzieciątka Jezus, stanowiąca scenę poprzedzającą odejście Rudego, w niczym już nieodbiega od faktycznych wydarzeń. I ten fakt ma również swoje istotne uzasadnienie. Obajzmarli w tym samym dniu. Sceny śmierci sąsiadują ze sobą w książce, tak jak wydarzeniasąsiadowały w życiu. Ale każda z nich pełni inną funkcję ideową. Śmierć Alka jest śmierciążołnierską, w pewnym sensie normalną w istniejącej sytuacji, z taką śmiercią jego koledzy zSzarych Szeregów są w stanie - choć z wielkim bólem - pogodzić się, bo widzą ważny senstej ofiary. I dlatego scena ta stanowi przygotowanie do tego, co nastąpi, bo śmierć JankaBytnara - jest śmiercią ofiary. Kamiński nie waha się więc - a jest to pisarz o wielkiej kulturzeliterackiej - przed naturalistycznym opisem wyglądu Rudego, po katowaniu na Szucha;opisuje też szczegółowo straszne męczarnie towarzyszące umieraniu i to wszystko potęgujetragizm losu Rudego: zadręczonego w bestialski sposób na śmierć. Zrozumiała staje się terazreakcja kolegów, bezradnych wobec cierpień przyjaciela; chęć wymierzenia kary tym, którzyzakatowali Janka Bytnara. Zrozumiałe też staje się ich szybkie wewnętrzne dojrzewanie, gdyżtego typu przeżycia uczą pokory wobec ludzkiego cierpienia a zarazem poczucia wielkiejodpowiedzialności za życie drugiego człowieka. Kamienie na szaniec są także opowieścią o wzrastaniu młodych, o przemianachwewnętrznych towarzyszących dojrzewaniu, ukazują, jak z młodości wchodzi się w wiekmęski. Bohaterów książki poznajemy w momencie, gdy młodość jeszcze prawie graniczy zdzieciństwem. Właśnie zdali maturę i pragną zdobywać cały świat. Byli uczniami jednej znajlepszych szkół średnich w Warszawie: „Batorego”, wielu z nich miało wybitneuzdolnienia, mieli otwarte głowy i wysokie aspiracje życiowe. Uczniem tej szkoły był właśnie Krzysztof Kamil Baczyński - współkolega bohaterówKamieni na szaniec. Należeli do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerzy, która znana była zeznakomitej atmosfery i wspaniałego drużynowego: harcmistrza Leszka Domańskiego. -Wksiążce środowisko szkoły i drużyny zostało ukazane bardzo interesująco. Od tejcharakterystyki rozpoczyna autor Kamieni opowieść tak, aby móc swych bohaterówprzedstawić od razu na tle pewnej zbiorowości. Tę metodę zresztą stosuje Kamiński w całejksiążce, łącząc elementy charakterystyki socjologicznej z psychologiczną. Dzięki temupoznajemy domy rodzinne bohaterów, ich rodziców, rodzeństwo, nauczycieli i przełożonychharcerskich. Po takim „zwiadzie środowiskowym” prezentuje Kamiński swoich bohaterów:kreśli ich wygląd zewnętrzny, charakteryzuje upodobania, przedstawia zalety i ich bezpośrednio poprzez relację narratora oraz pośrednio, głównie ukazującw działaniu. Czasem wykorzystuje pisarz bardzo drobny szczegół, coś na pozór zupełniebanalnego, dla wzbogacenia sylwetki psychicznej bohatera. Przykładem jest epizod związanyz kupieniem skórzanej kurtki przez Alka. Ten incydent pokazuje jeszcze pewną dziecinnośćbohatera, a zarazem sprowadza go do bardzo ludzkich wymiarów, tym samym jego postaćstaje się czytelnikowi bliższa. Wprowadza pisarz także taką motywację postępowania bohaterów, aby już niejako zgóry przygotować czytelnika do roli, jaką Alek, Rudy i Zośka mają później odegrać wSzarych Szeregach. Kreacja postaci bohaterów jest w Kamieniach na szaniec sprawąniezwykle ważną; czytelnik bowiem musi już na początku opowieści ich polubić, uwierzyć wich prawdziwość, dostrzec w nich żywych młodych ludzi: niezwykłych a jednak bardzobliskich. Tak też się stało. Talent pisarski Aleksandra Kamińskiego i jego wiedzapedagogiczna zaowocowały znakomicie właśnie w tej warstwie opowieści. Szczególniepierwszy rozdział Kamieni zawiera sporo wiedzy pedagogicznej, psychologicznej isocjologicznej, a przecież ani przez moment nie odczuwa się tego jako nużącego balastuerudycyjnego. O sprawach bardzo ważnych, czasem tragicznych, niejednokrotnie nawetpatetycznych, pisze Aleksander Kamiński zawsze prosto, ma dar jasnego, zwięzłego i bardzoprzekonywającego ujmowania spraw trudnych i to także stanowi cechę jego całego już, że w Kamieniach na szaniec ukazano dojrzewanie pokolenia. Wraz z tymprocesem pojawiają się problemy towarzyszące odchodzeniu od beztroski te niełatwe zagadnienia wprowadził pisarz na karty książki: bądź to w formiedyskusji toczącej się między młodzieżą harcerską, bądź też w formie przemyśleńposzczególnych postaci. Jednym z takich trudnych problemów jest sprawa zabijania wroga; toona właśnie będzie spędzać sen z powiek Alka. A wyraz oczu umierającego esesmana będzieniepokoił Rudego. W takim przeżywaniu problemów czasów okupacji też zostałoprzedstawione dojrzewanie, które jest nie tylko nabywaniem odwagi, męstwa, twardościcharakteru, ale także pogłębiającą się wrażliwością moralną. Mieści się w niej poczucieodpowiedzialności za dom rodzinny, mądrze pojęte koleżeństwo, uczciwość w ocenianiusamego siebie. W akcję książki wplótł autor bardzo wiele interesujących są one jeszcze z młodzieńczym zacietrzewieniem, ale zarazem z dużą ostrością wwidzeniu spraw. Jedną z najciekawszych jest rozmowa z ojcem Zośki na tematniebezpieczeństw i wypaczeń, jakimi grozi kombatanctwo. Są też i inne: o koniecznościprzebudowy charakteru Polaków, o czasach, które nadejdą po zakończeniu wojny, o etycewalki, potrzebie samokształcenia. Stanowią one jakby drugi, głębszy nurt Kamieni na szaniecukazujący najpełniej motywację poczynań bohaterów. Bez niego książka stałaby się płytką,sensacyjną powieścią, choćby nawet opowiadała o tych samych ludziach i tracąc całą aurę moralną i patriotyczną, towarzyszącą wszystkim poczynaniombohaterów - straciłaby swój niepowtarzalny charakter. Właśnie pojęcie walki i służby, które w naturalny sposób realizują w codziennymżyciu Alek, Rudy i Zośka, wywodzą się z tego drugiego nurtu Kamieni na szaniec. I tak dochodzimy do nazwania trzeciej prawdy zawartej w książce AleksandraKamińskiego, tkwi w niej pewien imperatyw moralny, nakazujący splecenie osobistego życiaz losami narodu. „To poszukiwanie nowych dróg walki i służby było cechą charakterystycznąnie tylko Buków, lecz wszystkich czynnych elementów społeczeństwa polskiego w jesieni i wzimie” - pisze autor w drugim rozdziale Kamieni. A więc harcerze z Pomarańczarni niezachowują się jakoś wyjątkowo, ale tak Jak wszyscy, jak cały naród i dlatego decyzjapodjęcia walki nie jest umotywowana chęcią przeżycia przygody, lecz moralnym nakazemchwili. Ci chłopcy, których przedstawił autor w rozdziale pierwszym, nie mogli w momenciezagrożenia Ojczyzny zareagować inaczej, ich postępowanie było logicznym następstwemtego, jak ich ukształtowały: dom, szkoła i harcerstwo. Nie byli wcale pokoleniem straceńców,obca im była wszelka desperacja, czy katastroficzne nastroje. Byli prawdziwie młodzi:potrafili się bawić uczyć, kochać, pasjonować wieloma sprawami, ale ponadto, był w nichgłęboko zakorzeniony kodeks norm moralnych. Wiedzieli, co to znaczy patriotyzm i mieli „szczerą wolę całym życiem służyć Bogu iOjczyźnie”, rozumieli, że rodzicom należy się szacunek, przełożonym posłuszeństwo, azmarłym pamięć i modlitwa. O tym nigdy nie dyskutowali - to po prostu w nich było. Sątakże w Kamieniach na szaniec elementy przygody, ryzyka, niebezpieczeństwa. Jest groźnyprzeciwnik, którego pokonanie wymaga odwagi i mądrości. W takim przedstawieniu wrogatkwi także jeden z walorów książki. Niemców nie pokazano w niej, jako głupiego, łatwego do zwyciężenia okupanta, cojest cechą tylu książek o tematyce wojennej. Niemcy w Kamieniach są mądrzy, przebiegli iokrutni. Przez to bohaterowie muszą działać rozważnie i mądrze. „Przyjemnie mieć do czynienia z przeciwnikiem rzutkim i pomysłowym! Dużąsatysfakcją jest mu się nie dać, odparować, uderzyć go w czułe miejsce. Szczególnie, gdy przeciwnik jest zbrojny w potężne środki, samemu zaś rozporządzasię tylko kredą i małą nalepką.” ls Pisze Aleksander Kamiński o akcji małego z takim wrogiem jest poważną, męską próbą sił. Najwięcej elementu przygody znajduje się właśnie w rozdziale W służbie MałegoSabotażu. Pomysłowość młodzieży sprawia, że chwilami czytelnik odnosi wrażenie, że towielka harcerska gra: wymagająca odwagi, spostrzegawczości, szybkiego refleksu, sprytu inieco poczucia humoru. Fakt, że bohaterowie ocierają się o realne niebezpieczeństwo, dodajetej grze tylko atrakcyjności - ale jeszcze nie przeraża. Groza pojawi się dopiero w następnychrozdziałach. Ale ta przygoda, która jest wciąż obecna w Kamieniach na szaniec, jest zarazemszkołą charakterów. Właśnie przeżywając tę przygodę wawerczycy uczyli się punktualności,posłuszeństwa, rzetelności i uczciwego stosunku do obowiązków, uczyli się i tej trudnejprawdy, że odwagą musi kierować rozsądek. Świadomość tego stwarzała szansę powodzeniawszelkich zamierzeń - tak efektownie wyglądających wyczynów szaroszeregowej pobieżnej lekturze czytelnikowi może się wydawać, że to przypadek i fantazjadecydowała o powodzeniu w rysowaniu kotwic, zrywaniu flag hitlerowskich, malowaniuhaseł na murach Warszawy. Wszystkie te akcje są prowadzone z rozmachem, pełne emocji iznakomicie trzymają czytelnika w napięciu. Wystarczy jednak zacząć czytać nieco uważniej,by dostrzec, jak niezwykle sumiennie Zośka planuje każdą akcję, jak stara się wyeliminowaćkażde, potencjalne niebezpieczeństwo, przewidzieć rozwój sytuacji. Nie osłabia to jednakwcale dynamizmu książki, wypadki toczą się bardzo szybko, zawierają w sobie zawszeelement niespodzianki - jednak nie rządzi nimi ślepy przypadek. Jest w końcu w Kamieniachna szaniec także stopniowanie emocji: mały sabotaż jest przygotowaniem do dywersji,dywersja przygotowuje do odbicia Rudego, to zaś do równie dramatycznych i coraztrudniejszych akcji, także do śmierci innych bohaterów książki. Przygotowuje zresztąwielorako: stopniuje napięcie, bo przygoda staje się coraz bardziej niebezpieczna, ale teżbohaterowie są coraz dojrzalsi: z młodzieńczej przygody przechodzą do twardej męskiejwalki. Są pełni zapału, bawi ich mały sabotaż, ale coraz bardziej narasta w nich pragnieniepodjęcia otwartej walki z okupantem. I tak dochodzimy do akcji pod Arsenałem, którastanowi moment zwrotny dla dalszego rozwoju wypadków. Oto odchodzą Alek i Rudy - ichwielka gra skończyła się śmiercią, jakiś rozdział w dziejach Szarych Szeregów zostałzamknięty. Ze względu na duży ładunek napięcia emocjonalnego u uczestników wydarzeńmoment odbicia Rudego posiada wszelkie cechy punktu kulminacyjnego; będą wprawdziepóźniej jeszcze inne akcje, inne starcia z wrogiem, po których też opłakiwać się będziepoległych kolegów, ale będzie to jednak przede wszystkim jawna walka z Niemcami. Starciepod Arsenałem jest czymś innym, bo ma inny cel: nie jest rozrachunkiem, lecz ratowaniemprzyjaciela, i ten fakt stwarza specyficzny klimat, w którym jest coś z romantycznegomierzenia sił na zamiary. Napięcie tej sceny wzrasta w momencie odwołania pierwszegoprzygotowania do odbicia Janka Bytnara, by osiągnąć swój szczyt wówczas, gdy zapadniedecyzja pozytywna. Teraz wypadki toczą się już błyskawicznie, przybliżając chwilamiKamienie na szaniec do sensacyjnej powieści, jednak bohater, którym jest teraz pewnazbiorowość, nie posiada żadnej z cech awanturniczej postaci. Podstawowa sprawa nie zostajeani na moment zepchnięta na plan drugi utworu. Autor z dużym powodzeniem połączył w tejscenie przygodę z realiami historycznymi i pogłębioną refleksją już o wzrastającym napięciu w czasie odwołania akcji uwolnienia więźnia. Dotej sceny trzeba jeszcze na moment powrócić. Oto czytelnik jest już przygotowany doocalenia Rudego przez przyjaciół. Wszystko zostało sumiennie opracowane, a świadomość, iżliczy się każda chwila, wywołuje wrażenie konieczności odbicia w tym momencie. I właśniewtedy akcja zostaje odwołana. „Tuż przed godziną przejazdu samochodu więziennego Zośkadostaje rozkaz: rozładować akcję. Mieni się cały na twarzy, przeżywa straszliwy wstrząs. Jest już jednak tak wyrobiony i karny, że zdejmuje ludzi z posterunków. Ledwoskończył, ulicą przejechała więźniarka z Szucha” „. Widoczne są wówczas wielkie zmaganiawewnętrzne Zośki między pragnieniem ratowania przyjaciela a koniecznością wykonaniarozkazu. Do zrozumienia postawy Zośki czytelnik został przygotowany od pierwszych kartksiążki. Harcerstwo zawsze było szkołą posłuszeństwa, Wawer zaś wzbogacił to jeszcze oumiejętność panowania nad sobą - nawet wbrew sobie. Dlatego Zośka wie, że musi odwołaćakcję. Mimo tego jednak ani napięcie emocjonalne nie opada, ani nie mija nastrójoczekiwania. Potem już wypadki potoczą się błyskawicznie. „Z nami to jak z lasem, i tamto drzewo pada pod siekierą, a tymczasem cały las rośnie i pnie się ku górze... -powiedział Tadeusz Zawadzki do swej siostry w jakiś czas po śmierci przyjaciela. Pokazując młodsze pokolenie harcerzy takich, jak: Andrzej Romocki (Morro), Janek Gutt, Jerzy Tabor (Pająk) i innych, łagodzi pisarztragiczną wymowę książki, kończącej się śmiercią Zośki. Wydawać by się mogło bowiem, żeodejście Alka, Zośki, Rudego, Felka Pendelskiego, i innych stworzy w Szarych Szeregachwyrwę nie do wypełnienia, że coś się w tych, którzy pozostali, załamie i odbierze sens temuwszystkiemu, czym żyli wcześniej. Zbyt wytrawnym był jednak Kamiński pedagogiem, byksiążce dla młodzieży nadać wymowę pesymistyczną. Dlatego opowieść o „ludziach, którzy...w życie wcielać potrafili dwa wspaniałe ideały: braterstwo i służbę” nie kończy się, leczurywa - tak jakby pisarz musiał odłożyć pióro, bo nadszedł znów czas działania. Piszewyraźnie: „Walka trwa. Trzeba przerwać tę opowieść”. Przerwać, to jednak nie skończyć, bojeszcze nic się nie skończyło; walkę podjęli młodsi koledzy Alka, Rudego, Zośki. Ka-mińskinie zamyka więc swej książki, czyni ją otwartą, zapowiadając tym samym ciąg dalszywydarzeń. Gdyby jednak wcześniej nie pojawił się w Kamieniach na szaniec problemszybkiego dorastania młodszej Pomarańczarni, gdyby nie pojawił się Andrzej Morro, takpodobny pod pewnymi względami do Tadeusza Zawadzkiego, to wówczas wraz ze śmierciągłównych bohaterów akcja zamykałaby się nieodwołalnie. Ten proces szybkiego dorastanialudzi został zarysowany w Kamieniach bardzo wcześnie. Na oczach czytelnika, niemal odpierwszych kart książki, rośnie młodsza Pomarańczarnia, a ci, którzy dochodzą z zewnątrz (naprzykład Andrzej Morro z PETu), szybko się wtapiają w jej szeregi. W bardzo pięknym porównaniu Szarych Szeregów z rosnącym lasem uchwyconezostało to zjawisko nadzwyczaj trafnie. Jest to głęboka i niebanalna refleksja dotyczącawartości nieprzemijających, ponadczasowych, które nie przepadają nawet wówczas, gdy ginieczłowiek, który nosił je w sobie; podejmują je natychmiast młodsi, ukształtowani przezsystem tych samych wartości i ideałów. Problem ten sięga zresztą jeszcze w dalsząprzyszłość. Zmarli żyli jeszcze długo w wiernej pamięci przyjaciół, ich imiona nosiłyharcerskie bataliony walczące w Powstaniu Warszawskim. Dalsze życie zapewniła imliteratura, dzięki książce Aleksandra Kamińskiego pokolenie „późnych wnuków” wybieraZośkę, Rudego, Alka jako bohaterów drużyn harcerskich. Siła sugestii pisarskiej sprawiła, żepostacie bohaterów Kamieni na szaniec jakby wyszły z książki i rozpoczęły nowe życie. Książka utrwaliła czas i ludzi, uratowała ich od zapomnienia. Las, o którym mówiłZośka do swej siostry, jest wciąż żywy i zielony. Kamienie na szaniec należą do literatury faktu; beletryzacja ma w nich charakterbardzo subtelny, a głównym celem pisarza jest stworzenie wiarygodnej relacji o ludziach iwydarzeniach prawdziwych. Ten typ literatury rozwinął się bardzo bujnie po wojnie, stającsię trwałym dokumentem swoich czasów. Książka Kamińskiego łączy w sobie elementyopowieści reportażowej i harcerskiej gawędy. Reportażowość uwidacznia się w dążeniu do stworzenia bardzo szczegółowoudokumentowanej relacji o warszawskich Szarych Szeregach. Autor pisze prawie wyłącznie oludziach, których znał osobiście, i o wydarzeniach, w których osobiście uczestniczył, bądź teżznał z opowiadań wiarygodnych świadków. Wprowadził jednak dość rozwinięty komentarz narratora, obszerne charakterystykipsychologiczne bohaterów, łącząc w ten sposób techniki reportażowe z narracją pisana była na gorąco, bezpośrednio pod wpływem przeżytych wypadków, bezdystansu wobec opisywanych wydarzeń. To zadecydowało, że jest ona jednak czymś więcejniż opowieścią reportażową. Aleksander Kamiński tkwił w samym środku spraw, któreopisywał, i z tej sytuacji wyniknął ton żarliwego zaangażowania emocjonalnego, którywywiera na czytelniku tak silne wrażenie. Przypomnijmy, jak zaczynają się Kamienie na szaniec:„Posłuchajcie opowiadania o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach,o niezapomnianych czasach 1939- 1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy. Posłuchajcieopowiadania o ludziach, którzy w tych niesamowitych latach potrafili żyć pełnią życia,których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echem po kraju. Autorpisze wyraźnie: „posłuchajcie”, a nie przeczytajcie, tak jakby mówił do słuchacza, a nie pisałdla czytelnika. To bardzo istotna sprawa a nie kwestia przypadku. Otóż pierwsza wersjaksiążki była - rzec by można - wersją mówioną. I tu trzeba powrócić do genezy Kamieni naszaniec. Autor książki mieszkał przez całą okupację w Warszawie, a jego rodzina przebywałapod Warszawą. W maju 1943 roku przyjechał autor Antka Cwaniaka do rodzinyprzebywającej wówczas w Żbikowie, był bardzo poruszony i poprosił żonę, aby siadła dopisania. Chciał, aby pisała ręcznie, był w takim stanie psychicznym, że nie chciał skorzystać zmaszyny do pisania, choć stała na oknie. Mówił urywkami, spacerując po pokoju, czasem słowa przychodziły mu z trudnością. Trwało to dwa dni, później Kamiński zabrał rękopis i pojechał do Warszawy - w lipcuukazały się Kamienie na szaniec. Było to coś więcej niż zwyczajne dyktowanie: w autorzeksiążka już widocznie dojrzała i została nawet w szczegółach przemyślana, skoro mógł zpamięci dyktować ją przez kilka godzin, a zarazem obserwować wrażenie, jakie wywiera napiszącej. Wrażenie było bardzo silne i w ten sposób od razu sprawdzała się celowość wyborutakiej właśnie formy. „Posłuchajcie”... tak przecież zaczyna się gawęda, a gawęd harcerskichwygłosił Aleksander Kamiński w swym życiu bardzo wiele, był mistrzem tej formy, posiadałogromną łatwość nawiązywania kontaktu ze słuchaczami. Znać to właśnie w przytoczonympowyżej zdaniu otwierającym książkę; takich bezpośrednich odwołań znajdziemy zresztą wniej więcej. Pisarz bardzo swobodnie przechodzi od jednej informacji do drugiej, język bliskijest mówionemu, z bogatego tła opowieści wyłaniają się postaci i zdarzenia, jakby wypływałyze wspomnień o dniu wczorajszym o przeszłości, która graniczy jeszcze z zresztą w książce także inne ślady takiej sytuacji językowej: a więc dialogiprowadzone w mowie potocznej, uwarunkowane konkretną sytuacją mówienia, czasempewna skrótowość wypowiedzi, czasem powtórzenia nie mające stylistycznego bardzo umiejętnie oscyluje pomiędzy lapidarnością a rozciągliwością tokuopowiadania. Raz ogranicza się do zwartej, krótkiej informacji, świadom tego, że czytelnikdobrze rozumie, o co chodzi, kiedy indziej drobiazgowo opisuje, zwłaszcza to swoistą dynamikę narracyjną, tak ważną dla utrzymania w napięciu uwagiodbiorcy. Autor operuje także bardzo umiejętnie nastrojami: żart jest zawsze powściągliwy,patos dyskretny. Trzykrotnie opisuje Kamiński śmierć bohaterów, którzy stali się już bliscyczytelnikowi, nie powtarza się w tych opisach ani raz; każde odejście jest inne, podobnie jestprzy opisach akcji dywersyjnych czy sabotażowych. Są też sceny w Kamieniachprzypominające zupełnie kadry z filmu. Dzieje się tak przeważnie wówczas, gdy autorzmienia czas narracji, na przykład z przeszłego przechodzi w czas teraźniejszy, wówczas nachwilę zatrzymuje się akcja, a autor kreśli obraz - choć nierozerwalnie związany z fabułąksiążki - to jednak rządzący się własnymi prawami i mogący istnieć oddzielnie. Takimobrazem kończy też Aleksander Kamiński swą książkę. Jest to obraz śmierci Zośki - scenajakby namalowana: skondensowanie ruchu, barw, kształtów, różnych rodzajów zdań: odnapięcia, towarzyszącego początkowi ataku, poprzez narastający bitewny zgiełk - aż doostatecznego uspokojenia, i odejścia Zośki na wieczną wartę. W tym momencie narrator znówzmienia czas: „Bezsilne, omdlałe ciało osuwa się spod ściany ku ziemi...” - tak zamyka sięteraźniejszość. Zdanie następne: „Zdobycie posterunku żandarmerii w Sieczychach byłojednym z najpiękniejszych zwycięstw Zośki” - narzuca już do opisanych wydarzeń dystans,słowo „było” odsuwa wydarzenia w przeszłość. Umiejętne operowanie czasem daje wKamieniach na szaniec znakomite efekty w wywoływaniu nastroju, pogłębia ekspresjęopisywanych scen. Ostatnie zdania książki są utrzymane w czasie teraźniejszym, bo przecież -jak już wspomniano: „Walka trwa”. „Opowieść, o wspaniałych ideałach Braterstwa i Służby,o ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i Pięknie Żyć” - takie zakończenie książkisprawia, że jest ona jednak - mimo śmierci bohaterów - wychylona ku życiu, nie jest więcepitafium dla zmarłych, lecz pamiątką dla żywych. Wielotysięczne nakłady Kamieni naszaniec zawsze błyskawicznie znikają z półek księgarskich. Książka cieszy się niesłabnącąpopularnością wśród kolejnych pokoleń młodych czytelników. Młodsi szukają w niej przedewszystkim sensacyjnej akcji, starsi wzorów osobowościowych. Powracają wielokrotnie doniej dzieci i młodzież na różnych etapach czytelniczej edukacji. Przed wszystkimi atakamikrytyki, zarzucającej jej w latach pięćdziesiątych słabość ideologiczną oraz idealizowaniepostaci, książka obroniła się sama. Nie zaszkodziła jej też dziesięcioletnia nieobecność napółkach księgarskich w okresie 1946-1956. Dzisiaj Kamienie na szaniec uznawane są już powszechnie przez krytykę literacką zaklasykę, za najlepszą książkę dla młodzieży o tematyce wojennej. Przyznają to wszyscybadacze literatury dla dzieci i młodzieży, by przywołać tylko nazwiska KrystynyKuliczkowskiej, Zbigniewa J. Białka i Stanisława Fryciego. Także w opinii historykówksiążka ta stanowi pozycję o doniosłym znaczeniu. Tomasz Strzembosz - znawca lat 1939-1945 bardzo wybitny - zauważył, że Kamienie na szaniec „to zarazem pierwsze historyczneopracowanie, próba świadectwa, dydaktyczna opowieść dla współczesnych i dla potomnychoraz osobista relacja, dokument historyczny (dokument świadomości i dokument epoki),żarliwe wyznanie dopiero co przeżytej prawdy o ludziach”. Stworzyły one faktpsychologiczny, który wycisnął piętno na wszystkich, którzy później pisali o SzarychSzeregach; narzuciły model wyobraźni zbiorowej i sposób wartościowania. Potwierdza toreakcja czytelnicza na każde nowe wydanie książki, tarcze szkolne, kwiaty i harcerskie chustyna grobach Alka, Rudego i Zośki, a także coroczne zloty drużyn i szczepów im. SzarychSzeregów w rocznicę wydarzeń pod Arsenałem. Nie byłoby tego wszystkiego, gdybyAleksander Kamiński nie napisał Kamieni na szaniec. ***SŁONECZNE DNI Posłuchajcie opowiadania o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych niezapomnianych czasach 1939-1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy. Posłuchajcie opowiadania o ludziach, którzy w tych niesamowitych latach potrafiliżyć pełnią życia, których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echempo kraju, którzy w życie wcielić potrafili dwa wspaniałe ideały: BRATERSTWO i SŁUŻBĘ. Na jednej z dzielnic warszawskich było środowisko młodzieży harcerskiej, któreumiało stworzyć atmosferę i warunki, w jakich młodzież czuła się dobrze, pragnęła samakształcić swe charaktery, sama sobie stawiała cele i sama czyniła wszystko, co w jej mocy, byte cele osiągać. Jednym z zespołów tego środowiska był zespół Buków , nazwany tak odczęstych wypraw leśnych, jakie czynił rokrocznie. Zespół Buków, do którego należeli Alek iRudy , był zespołem udanym. Było w nim to, co stanowi o sile i prężności każdej gromady:duch zespołu, koleżeństwo i ciągła aktywność; czyn jeden po drugim, i rozmach, i radosnyuśmiech. W lecie i w zimie, w czasie długich wakacji i w czasie krótkich dni świątecznychzespół ruszał w dalekie góry, nad odległe jeziora lub w pobliskie lasy i niedalekie pola. Alekbył dryblasem. Wysoki, szczupły, o niebieskich oczach i płowej czuprynie, ciągle sięuśmiechał, mówił szybko, wymachiwał rękoma i przy byle okazji wpadał w zespołu Buków zawdzięczał nabywanie pewnej właściwości charakteru bardzo muobcej: chłodnego panowania nad sobą w chwilach ważnych. Kiedyś na wsi, gdzie Alekprzyjechał -na parę dni, syn gospodarza rąbiąc drzewo uderzył się siekierą w nogę. Krewsilnie popłynęła na zieleń trawy. I, jak często w takich wypadkach, całe wystraszoneotoczenie straciło głowę. Ktoś krzyknął wylękły, ktoś uciekł do pokoju, żeby nie widziećkrwi, paru domowników biegało bezradnie po domu bezsensownie szukając wody, jeden z całego otoczenia zareagował całkowicie odmiennie niż inni: znikł mu z twarzywyraz niefrasobliwego roztrzepania, zbiegły się brwi nad oczyma. Po chwili był już przyskaleczonym, naciskając silnie kciukiem miejsce powyżej krwawiącej mocno rany. - PannoBasiu - zwrócił się do wystraszonej, stojącej bezradnie dziewczyny - widzi pani, już wporządku. Proszę wziąć ten płaski kamyk, wymyć go i przynieść mi razem z opatrunek uciskowy. Gdy to mówił - mówił spokojnym, naturalnym głosem. Ztwarzy znikało skupienie i pojawił się znów uśmiech. A Rudy? Rudy miał piegowatą twarz irudawe włosy. Cała istota Rudego ześrodkowała się w jego oczach i czole, odzwierciedlającwybitną inteligencję. Uzupełniający charaktery ludzkie zespół Buków - ten sam, pod któregowpływem roztrzepany uczuciowiec Alek stawał się opanowany i skupiony - zespół tenurodzonego intelektualistę Rudego ściągał do konkretów przyziemnego życia. Przy czym owoprzyziemne życie uosobione zostało w postaci... kucharstwa. Mianowicie na każdejwycieczce, na każdej wyprawie, na każdym obozowisku Rudy był kucharzem Buków. Co siębiedak w początkach kucharzowania nacierpiał - nie warto opisywać. Warto natomiaststwierdzić, że po pewnym czasie potrawy przyrządzane przez Rudego przestały denerwować iśmieszyć, zaczęły zastanawiać, a wreszcie zdumiewać. - Bracie - mówił poważnie Zeus1,wódz Buków - świetnie gotujesz! Masz wyjątkowy talent kucharski. Było to w pierwszym okresie przyglądania się Zeusa Rudemu. Toteż Zeus - harcmistrzLeszek Domański - zauważył tylko część prawdy: ujawniony talent kucharski. Istota Rudegobyła inna. To nie był chłopiec o talencie kucharskim. Był to chłopiec o dużej, wszechstronnej skali talentów w ogóle, ale ujawniło się todopiero z biegiem lat. Na razie nikt tak wspaniałego nie piekł na patyku chleba (tak, tak -chleba na patyku, to nie jest omyłka zecera!), nikt tak świetnie nie smażył płotek na oleju,żadna kasza hreczana nie potrafiła się zmierzyć z kaszą Rudego. A już zupełnie magicznymzjawiskiem wydawało się Bukom to, gdy kiedyś Rudy ugotował świetną zupę... z pokrzyw!To jednak, co zdecydowało o popularności Rudego w zespole, nie miało nic wspólnego zkucharstwem. To coś oparte było na talentach artystycznych Rudego i na jego zamiłowaniudo majsterkowania. Pewnego razu obmyślił Rudy oznakę dla zespołu Buków. Cyfra 23 wtrójkącie, wycięta w jasnym metalu, na pomarańczowym tle małej, sukiennej podkładki. Całyzespół Buków był zachwycony estetyką oznaki, dyskrecją odcieni, delikatnością zachwytem kolegów Rudy zmajstrował sztancę i własnoręcznie odbił nią tyleoznak, ilu członków liczył, zespół Buków. - Ja ci mówię, przejdziesz do historii sztuki -klepał protekcjonalnie Rudego po ramieniu gruby Andrzej Zawadowski2. - A ty, Alek -ciągnął dalej tenże sam Andrzej Grubas - musisz się zabrać do skomponowania oznakinarciarskiej dla Buków. Alek bukowej oznaki harcerskiej nie skomponował nigdy, chociażbył najlepszym narciarzem zespołu. Narciarzem narwanym, narciarzem niepokojącymrodziców i Zeusa, narciarzem, którego nigdy nie zadowalały łagodne stoki i uczęszczane którego niespokojny duch ciągnął w wysokie góry, na nowe i samotne niespokojny duch narciarski był tylko cząstką osobowości Alka, która cała byłaniespokojna, spragniona niecodzienności, stęskniona do nadzwyczajności. Zresztą tęsknota 1 Zeus - Leszek (Lechoźlaw) Domański, członek pierwszej wojennej Głównej Kwatery Harcerzy,wizytator Polski Wschodniej, zastępca Naczelnika Harcerzy, zginął w Mińsku na przełomie 1939 i 1840 r. 2 Andrzej Zawadowski, „Grubas”, „Gruby” - maturzysta Batorego w 1939, podharcmistrz, zginął wczasie akcji czarnocińskiej w roku do niecodzienności, do czynów przekraczających wyobraźnię i możliwości przeciętnegoczłowieka, była taka sama, jak tęsknota wszystkich jego kolegów - Buków. A może nie tylkoBuków? Może jest to tęsknota każdej młodości? Ta tylko różnica zachodziła między tęsknotami dziesiątków tysięcy młodych serc, atęsknotami do niecodzienności Buków, że Buki umiały się zdobyć na wcielenie wielu swychmarzeń w czyn. Istniała w Warszawie szkoła, dobra szkoła. W stolicy nie brak byłodoskonałych szkół. I ta była właśnie jedną z nich. W szkole tej pracował właściwy zespółnauczycielski. Gdy piszemy „właściwy” nauczyciel, mamy na myśli człowieka, który posiadaumiejętność zachęcania i wdrażania uczniów do samokształcenia. Tę właśnie właściwośćmiała większość nauczycieli gimnazjum imienia króla Stefana Batorego3. Czy to się wydadziwne, jeśli podamy do wiadomości, że nauczycielem geografii w gimnazjum i liceumStefana Batorego był pan profesor Domański, przez część uczniów zwany Zeusem?Mianowicie przez tę część uczniów, która należała do zespołu Buków. Co prawda panprofesor Leszek Domański był dopiero drugi rok nauczycielem i liczył sobie zaledwie osiemlat więcej niż uczniowie klasy, której był wychowawcą. Chociaż tak było i chociaż zespółnauczycielski gimnazjum im. Batorego był zespołem ludzi światłych, cały korpus profesorskimiał jednomyślnie profesorowi Domańskiemu za złe, że wprowadził zwyczaj zwracania siędo siebie części uczniów przez - ty. Oczywiście nie na lekcjach, tym niemniej jednak... Korpus nauczycielski „wyraźnie todziwactwo dezaprobował i ostrzegał kolegę Domańskiego przed niebezpieczeństwemzbytniego spoufalenia się z młodzieżą”. Właśnie w tej chwili wychodzi gromadka chłopców iich nauczyciel na ulicę. Lekcje się skończyły. Idą powoli, rozmawiają. - Słuchaj, Zeus,idziemy dziś na „Burzę nad Azją” czy na „Dziesięciu z Pawiaka?” - pyta Alek. Alek jestwielbicielem kina. Profesor Domański również. Kilka razy w miesiącu chodzą razem do kin. -Zeusie kochany - wtrąca się Czarny Jaś4 - pożycz mi głowę Indianina wyrzeźbioną w orzechukokosowym, którą przywiozłeś z Ameryki. Jest mi bardzo potrzebna - chcę sobie zrobićpodobną z huby. Ponieważ dzisiejsza lekcja profesora Domańskiego obracała się wokół sprawYellowstone Parku w Stanach Zjednoczonych, rozmowa schodzi na Yellowstone Park. Ktośstawia parę pytań dotyczących parku narodowego w Tatrach. Zeus odpowiada. Andrzej Grubas zaperzony nie zgadza się z poglądami profesora. 3 Gimnazjum in. Stefana Batorego - znana państwowa szkoła średnia w Warszawie. Dyrektorem jej był Witold Ambroziewicz - wybitny pedagog. Część młodzieży gimnazjum ciążyła doKręgu świętego Jerzego, część do Pomarańczarni. 4 Czarny Jaś- Jan Wuttke, maturzysta Batorego z 1939. członek warszawskiej Komendy Chorągwi,harcmistrz, podporucznik, poległ jako zastępca dowódcy kompanii batalionu „Zośka” około 19 września 1944Cała gromadka staje na ulicy, chłopcy gestykulują, śmieją się i znów poważnieją. Przechodnie uliczni, szybko wymijając gromadkę, nie zauważają jednego z dziwactwprofesora Domańskiego: kończenia lekcji na ruchliwej ulicy miasta. Są w kraju domyrodzinne, w których istnieją warunki dające możność zdrowego rozwoju psychicznego ifizycznego zarówno rodzicom jak i dzieciom. W domach tych jest wystarczająca skalazarobków, bez których jakże trudno o normalne ludzkie życie. Jest także harmonia wśród członków rodziny, oparta na wzajemnej dobrej woli iustępliwości. Jest pewien poziom kulturalny, umożliwiający udział w przeżyciach całego świata i wdorobku przeszłych pokoleń. Jest wreszcie specjalna atmosfera, którą trudno określić, a którąpoznaje się tylko po skutkach: poszczególnych członków rodziny łączy mocna więź, dom jestostoją i otuchą, dodaje odwagi, zapewnia spokój. Takimi właśnie dobrymi domami rodzinnymi były domy Alka i Rudego. Ojcowiekażdego z nich byli ludźmi biorącymi czynny udział w życiu społecznym. Matki obuchłopców były kobietami życzliwymi i mądrymi. Oba te domy nie znały się jednak, nieutrzymywały ze sobą stosunków. Dom Alka był domem kierownika fabryki. Dom Rudego -to dom inteligencki pierwszego inteligenckiego pokolenia. Ojciec Rudego był pierwszym wswej chłopskiej rodzinie, który pozostawiwszy wieś poszedł do szkół miejskich i do i Alek mieli wyjątkowo szczęśliwe warunki młodości: dobry dom, dobra szkoła, dobraorganizacja młodzieżowa; a wszystkie te czynniki współdziałały ze sobą i wzajemnie sięwspierały. Jakżeż - niestety - niewielu jeszcze chłopców w Polsce ma takie warunki szkoła, dom, środowisko koleżeńskie ogromnie ułatwiły dobry start życiowy tymchłopcom. Ale nie popełnijmy błędu złej oceny: o poziomie sportowca nie decyduje nawetnajlepsze boisko ani najbardziej wygodny ubiór, ani skrupulatne przestrzeganie trybu życiasportowego - o poziomie sportowca decyduje co innego: jego istotne uzdolnienia sportowe ijego praca nad sobą. To porównanie jest odpowiedzią na pytanie o rolę dobrych warunkówmłodości Rudego, Alka i niektórych ich kolegów. Warunki te ułatwiły kształtowanie się dobrych charakterów. Ale właściwa i pełnazasługa, że Alek i Rudy stali się tym, czym się stali, przypada w udziale samym tymchłopcom i ich woli, z jaką chwycili w dłonie ster swego życia. Iluż młodych ludzi marnujesię i zatraca wśród tych samych, jakie mieli ci dwaj, warunków młodości. Co to jest zacięcieprzywódcze? Człowiek obdarzony nim mimo woli wywiera na otoczenie wpływzniewalający; ludzie skupiają się wokół niego i w sposób naturalny ulegają jego Alku zacięcie przywódcze zaznaczyło się wcześnie. Nie miało ono nic wspólnego z„wodzostwem”, posiadało charakter naturalnego, koleżeńskiego przodownictwa. Ten wysoki,zawsze uśmiechnięty dryblas, nie potrafiący mówić spokojnie, przeżywający każdy czyn ikażdy problem, duszę całą wkładający w każdą rozmowę i w każdą pracę - miał w sobie coś,co przyciągało doń kolegów. Ile razy szedł ulicą, tyle razy widzieć można było obok niegodwóch, trzech chłopców. Ilekroć zabierał się do majstrowania czegoś w pracowni szkolnej,tylekroć podsuwali się inni, by przypatrzyć się jego robotom, spytać o radę. Żaden zchłopców nie potrafiłby uzasadnić, dlaczego ciągnie go do Alka i dlaczego chętnie spełniajego życzenia. Być może działała tu owa Alkowa niecodzienność, poszukująca w nauce, wgrach i w życiu rozwiązań niebanalnych? Ale również mogła pociągać w Alku wyjątkowaszczerość, bezpośredniość i uczynność tak wielka, że niekiedy aż krępująca. Z biegiem czasuskupiła się wokół Alka grupka pięciu, sześciu kolegów, niemal wielbicieli. Powstanie tej drużyny wokół naturalnego przywódcy odbyło się według wszelkichreguł „doboru naturalnego”. Byli to chłopcy podobni do Alka psychicznie, jak on pragnącyprzebijać się w pierwszym szeregu życia ku Wielkości i Sławie. Tak powstał sławny w ciąguparu lat wśród Buków - Klub Pięciu. Klub wsławił się zdobyciem niebezpiecznychtatrzańskich zboczy, składał się z wybitnych narciarzy oraz wielbicieli powieści JackaLondona i przygód. - Jeśli my, Klub Pięciu - powiedział któryś z nich jednego razu - niedokonamy w życiu jakichś wielkich rzeczy, to chyba tylko przez wyjątkową złośliwość to miały być wielkie rzeczy, których dokonać pragnęli - z tego zdawano sobie sprawę wsposób bardzo mętny. Może to będzie przepłynięcie kajakiem żaglowym z Gdyni doSztokholmu? Może wynalezienie nowego typu samolotu? Rudy przysłuchiwał się z dalamarzeniom Klubu Pięciu i z dala obserwował jego wyczyny. Nie należał do Klubu. Alek to„fajny” chłop! Ale refleksyjna natura Rudego wolała się trzymać z boku. Mniej go pociągaływyczyny sportowe, mniejsza była tęsknota do przygody na lądzie i morzu. Jego istotnymświatem był świat uczuć i myśli. Tam szukał swojej przygody. Lecz wszechstronnie zdolnypotrafił, gdy tego zapragnął, wybić się na pierwsze miejsce w każdej dziedzinie przezeń kajak był najlepszym kajakiem w zespole. Gdy w pewnym momenciezorientował się, że jest jedynym nie umiejącym tańczyć uczniem w klasie - szybko i zzaciętością zabrał się do nauki tańców i po trzech miesiącach stał się ku zdumieniu szkołynajlepszym tancerzem. W pracach saperskich nikt tak jak on nie potrafił budować kładek itrampolin, wiszących mostów i szałasów. Ale właściwą treścią zainteresowań Rudego byłświat życia wewnętrznego. Wystarczyło wziąć jakąkolwiek książkę do ręki, wystarczyłozacząć poważniejszą rozmowę, wystarczyło zamknąć oczy i pozostać w samotności, abynatychmiast do mózgu i serca zaczęły kołatać natrętne, ciągle niepokojące problemyspołeczne, kulturalne, filozoficzne. W owych czasach nie było wokół Rudego wiernejdrużyny wielbicieli. Natomiast zbliżali się doń i dobrze się w jego towarzystwie czuli ciwszyscy, którzy pragnęli wymiany myśli. Z biegiem czasu nieliczna gromadka przyjaciółRudego powoli cementowała się i zespalała. Był wśród Buków chłopiec, który wyróżniał siębardziej od innych. - Urodzony organizator - mówili o nim nauczyciele, obserwując jakkoledzy wysuwają go na czołowe stanowiska w samorządzie szkolnym. - Urodzony przywódca - stwierdzono w harcerstwie, obarczając go coraz bardziejodpowiedzialnymi funkcjami. - Co w tym jest? - pytała nieraz samą siebie matka,wyczuwając atmosferę uwagi i posłuchu, otaczającą w domu niedorosłego chłopca ze stronysiostry i całego otoczenia dorosłych. Rozumni rodzice, ceniąc w chłopcu posiadany przezeńdar, usiłowali - skutecznie - związać owo zacięcie przywódcze syna z nastawieniem dosłużenia innym. Wiedzieli: przywódca-egocentryk - to niebezpieczeństwo, przywódca o typieprzodownika w pracach społecznych - to wartość społeczna. Często tak bywa, że ludzieposiadający zacięcie przywódcze w stopniu skromnym - nadrabiają je marsową miną, ostrymspojrzeniem, wyniosłą postawą, stanowczym głosem. Przywódcy naturalni tego wszystkiegonie potrzebują. Tkwiąca w nich siła wyraża się w sposób nieuchwytny, niedostrzegalny, niepotrzebujący sztucznych akcesoriów. To prawo psychiczne zaznaczyło się na naszymbohaterze w sposób jaskrawy. Został on bowiem przez naturę obdarzony niemal dziewczęcąurodą. Delikatna cera, regularne rysy, jasnoniebieskie spojrzenie i włosy złociste, uśmiechzupełnie dziewczęcy, ręce o długich, subtelnych palcach, wielka powściągliwość, pewienrodzaj nieśmiałości - wszystko to było aż nadto dostatecznym powodem do nazywaniaTadeusza Zawadzkiego5 przez kolegów - Zośką. Zośka! Cóż za fatalna, zdawałoby się, przeszkoda dla kariery przywódcy! Taki wyglądi takie przezwisko! Uroda Zośki nie była jedyną zasłoną, która utrudniała dostrzeżeniemęskiej strony jego charakteru. Drugą taką zasłoną był stosunek Zośki do domu i do matki. Chłopiec ten nie czuł się nigdzie tak dobrze, jak właśnie w domu, z nikim nieprzyjaźnił się tak serdecznie, jak właśnie z matką. „Matka zastępuje mi kolegów i przyjaciół”- zwierzył się kiedyś na kartkach swego pamiętnika. I to bowiem także ku „hańbie” Zośkizapisać należy, że robił notatki o sobie, coś w rodzaju pamiętnika. Zośka do domuprzywiązany był wyjątkowo silnie. Godzinami całymi prowadził koleżeńskie rozmowy z 5 Zośka - Uwagi Aleksandra - profesorem6, z matką - działaczką społeczną, z siostrą. Albowiem w domu rodzinnymZośki było w zwyczaju omawianie wspólnie zagadnień i kłopotów z zakresu prac każdego zrodziców i każdego z dzieci. Dzieci radziły się ojca i matki. Matka i ojciec pytali o opiniędorastające dzieci. Rzadko się zdarza, by dwoje ludzi tak bardzo do siebie było podobnych,jak Zośka i jego matka. W obojgu uderzał ten sam spokój pokrywający głębię uczucia iwrażliwość, ten sam łagodny, wyrozumiały, głęboki stosunek do ludzi, to samo pełne oddaniesię sprawie, co do której wzięli na siebie odpowiedzialność. Życie matki Zośki przed ślubembyło całkowicie wypełnione pracą społeczną wychowawcy. Po przyjściu na świat dzieciuznała ich wychowanie za główny cel dalszego życia i - choć ciężko to jej przyszło - odeszłaod wielu dawnych prac umiłowanych, zachowując jako główną osobistą przyjemność totylko, co się z nową drogą życia - uzgodnić dało. Miała to szczęście, że wychowała dziecitakie, jakie wychować chciała. Zośka był to chłopiec o wyjątkowych zdolnościach, wybitnejinteligencji teoretycznej i praktycznej. Wszystkim się interesował i gdziekolwiek zwróciłumysł, czegokolwiek się tknął - towarzyszyły mu szybkie i łatwe osiągnięcia. Jak to częstobywa z chłopcem zdolnym - Zośka nie przepracowywał się zanadto w szkole. Uczył się naczwórki. W jednym półroczu przyniósł nawet na cenzurze większość trójek. Była to - rzeczcharakterystyczna! - półrocze, w którym bardzo ciężko chorowała jego matka. Uroda, wdzięk w sposobiebycia oraz pochłonięcie życiem domowym - wszystko to osłaniało i kryło przed otoczeniemnaturę Zośki. Częściowo „dekonspirowały” go sporty. Zośka wyróżniał się w strzelectwie, whokeju i w tenisie, zdobywając w turniejach międzyszkolnych szereg pierwszych rzecz ciekawa, że nawet w sportach... - Co ty robisz? - zawołał kiedyś zdumiony Jacek Tabęcki7, patrząc na Zośkę, którymiał za chwilę wybiec na boisko dla rozegrania jednego z decydujących meczów i terazodmierzał w kącie jakieś krople. - Waleriana... – odburknął Zośka, zawstydzony, że goprzyłapano na czymś niemęskim. - Dwanaście, trzynaście, czternaście... - liczył spadające nakostkę cukru krople. Zwycięstwo sportowe imponuje otoczeniu. Zośka był niemal zawszezwycięzcą. Zwycięstwa kierowały nań spojrzenia kolegów. Równocześnie zaczęto stwierdzaćrzecz inną: Zośka był uparty, uparty w sposób niezwykle drażniący. Rzadko to się zdarzało. Przeważnie albo nie zajmował stanowiska wobec rozgrywających się wypadków, alboteż ustępował nalegającym. Gdy jednak zaciął się w jakiejś decyzji - nic go nie mogło 6 Ojciec Zośki- Józef Zawadzki (1886-1981) wybitny chemik, rektor Politechniki Warszawskiej. 7 Tabęcki Jacek - maturzysta Batorego w 1941, zmarł w Szczególnie, gdy upór wsparł się o inny potężny czynnik duszy Zośki - o w dzieciństwie bał się wody. Rzeczka, jezioro, morze - odpychały go od siebie z jakąśprzemożną siłą. Nie chciał nigdy wchodzić do wody powyżej piersi. Aż ktoś kiedyś poruszyłw nim nutę ambicji i wywołał decyzję. Już przy końcu sezonu Zośka pływał bez niczyjej pomocy, zbudował kajak, w dwalata potem był dobrym pływakiem i wreszcie w zawodach pływackich, jako najlepszy zBuków, zaczął reprezentować zespół. Sporty, ambicja, upór wyrabiały mu, rzecz oczywista, pewną sławę. Sława jednakkoleżeńska była czymś, o co Zośka mało dbał. Nie starał się zjednać kolegów, nie szukałprzyjaźni. Niekiedy zdawało się, że na całe swoje otoczenie patrzy jakby z dala, pomimo żewszystkim się interesował i każdemu starał się być pomocny. Albowiem najsilniejszą w tym czasie właściwością psychiczną Zośki była jegosamotność. „Zawsze jestem raczej sam” - tak brzmiało pierwsze zdanie na pierwszej stroniepamiętnika Zośki. Poczucie samotności, powściągliwość i skrytość powodowały to, że Zośkaraczej unikał kolegów - ale koledzy nie unikali Zośki. Albowiem jeden z paradoksówpsychiki zbiorowej brzmi: samotność, częsta towarzyszka wewnętrznej siły człowieka -przyciąga i zniewala otoczenie. W miarę jak biegły lata - autorytet Zośki w szkole i w zespoleBuków ugruntowywał się i umacniał. Od piętnastego roku życia rządził już i kierował zaś różnił się od innych przywódców-rówieśników, że swą rolę wypełniał w sposóbnaturalny, prosty i nieznaczny. Nie rozkazywał, nie żądał, nie pouczał. Nie narzucał swejwoli. W zwykły, prosty sposób mówił i w zwykły prosty sposób robił to, co chciał, by robiliinni. I myślał raczej o innych niż o sobie. To wystarczało. Całe otoczenie Zośki - i Buki, i szkoła, i dom - wiedziało -o nim jedno: chłopiec tenumie przewidywać i umie zarządzać. Zaś trafne przewidywanie i dobre zarządzanie są istotąorganizacji. Zośka był niewątpliwie dobrym organizatorem. Klasa Alka, Rudego i Zośki zdała maturę; osiemnastoletni Rudy jako prymus idziewiętnastoletni Alek jako „średniak”. W początkach czerwca 1939 roku cała grupa Bukówspośród klasy maturzystów wyruszyła pod wodzą Zeusa na dziesięciodniową wycieczkę wBeskidy śląskie8. Cóż to była za cudowna wyprawa! Po wspaniałym, słonecznym dniu na BaraniejGórze ruszyli autobusem na Zaolzie do Trzyńca9 zwiedzać wielkie huty żelaza. Potem na 8 Poprawna nazwa geograficzna Beskid Śląski. 9 Trzyniec - duży ośrodek ciężkiego przemysłu na Śląsku Zaolziańskim, obecnie w Męska Szkoła Instruktorska i Harcerski Ośrodek Wiejski od roku 1937 prowadzone były przeztarasie Ośrodka Harcerskiego w Górkach Wielkich , opici świetnym mlekiem, opalali sięleniwo w piekących, letnich promieniach słońca, w zapachu górskich łąk. A następnego dniawśród lasu bukowego na Równicy, spoglądając w dolinę Wisły, rozpoczęli długą wymianęzdań. O czym? O rzeczy najważniejszej dla wszystkich maturzystów świata: o mówił Rudy i jak zwykle uogólniał zagadnienie: - Nie ma co gadać, powiodło nam się! Mieliśmy dobrą szkołę, potrafiliśmy stworzyćdobry zespół koleżeński. Staliśmy się grupą przyjaciół. Noblesse oblige10. Nie wolno spatałaszyć szans, które dostaliśmy do rąk. - Na wyspach Salomona... -zaczął któryś z Klubu Pięciu. - Stul pysk, Salomonie - przerwał mu ze śmiechem ktoś z paczki Rudego. - Tak, tak -wtrącił się leżący na plecach Zeus. - Robota aż się prosi do rączek w tym pięknym kraju.„Wisła, Wisła modra rzeka” - nie uregulowana. Miliony Maćków z wesołej piosenki klepiebiedę, że aż piszczy. Nie ma na zapałki, nie ma na sól, nie ma na buty. Rodziny robotnicze pomiastach nie w mieszkaniach żyją, lecz w norach. Nakłady książek w tym pięknym krajuwynoszą ledwo po dwa, trzy tysiące. Około 50% szkół - to szkoły jednoklasowe... Diabelnie dużo zrobiło się w ciągu tychdwudziestu lat niepodległości. Ot, choćby porównać rozbudowę miast, Gdynię, CentralnyOkręg Przemysłowy11, powstanie nowej warstwy społecznej wykwalifikowanych robotników,rozbudowę ubezpieczeń społecznych, ogromny spadek śmiertelności. Ale... na Boga miłego,iluż tu trzeba jeszcze pierwszorzędnych inżynierów, pierwszorzędnych wychowawców,pierwszorzędnych rolników, pierwszorzędnych rzemieślników. - Drugorzędni też niezaszkodzą - przerwał Zośka - bo coś mi się zdaje, że orłów w Polsce było zawsze sporo,mrówek - znacznie mniej. Gawęda zmieniła kierunek. Alek, którego obok pogoni zaniecodziennością cechowała silna żądza analizy własnej osobowości, zaczął na inny temat. Otym, że najistotniejszą sprawą jest wyrobienie w sobie charakteru. Rudy podsunął się bliżej do Alka. Słuchał go z wytężoną uwagą. Sprawa charakteru,sprawa pracy nad sobą, sprawa uzupełnienia własnej osobowości tym wszystkim, czego tejosobowości brakuje - wszystko to tak samo poruszało umysł Rudego jak i umysł Alka. Byłato dziedzina przeżyć, która łączyła obu chłopców jednolitym odczuwaniem i jednolitymipragnieniami. Nie tylko zresztą tych dwóch pochłaniał problem doskonalenia się i pracy nadAleksandra Kamińskiego. 10 Noblesse oblige (franc.) - szlachectwo zobowiązuje. 11 Centralny Okręg przemysłowy - teren województwa kieleckiego, lubelskiego oraz częścikrakowskiego i rzeszowskiego, na którym od roku 1936, z inicjatywy wicepremiera EugeniuszaKwiatkowskiego, zaczęto rozbudowywać Pochłaniał on wszystkich członków zespołu Buków. W środowisku tym takie decyzjejak Rudego, który w trzy miesiące nauczył się tańczyć, bo twierdził, że tego mu brakuje do„pełni osobowości”, jak Alka, który zawziął się na wyrabianie w sobie opanowania iskupienia; jak Andrzeja, który w rok opanował język angielski; jak Zeusa, który przez trzymiesiące nie chodził do ulubionego kina, by dowieść samemu sobie, że zdolny jest dorezygnacji z przyjemności - w innym gronie sprawa doskonalenia się nie miała tylezrozumienia, co wśród Buków. - Ale, słuchajcie, cóż to z tą wojną będzie? Zacznie się czy niezacznie? Gotowa nam pokiełbasić wszystkie plany. - Nie bój się, Andrzejku! Pięć razy pan Hitler się obejrzy, nim na nas, na Francuzów ina Anglików skoczy. A jak skoczy, to dostanie w zęby fest. Chłopcy uśmiechnęli się,zapanowała chwila ciszy. Przed oczyma beztroskiej wyobraźni przesuwały się potężnepolskie czołgi, niezwyciężone pułki polskiej piechoty, i naród cały zjednoczony i zwartywokół naczelnego wodza i rządu. Niech no tylko Hitler spróbuje! Odechce się mu wojny jużpo paru miesiącach. Chłopcy zaczęli wstawać. Zbliżał się czas odmarszu do plecaki, porządkowali chlebaki, ktoś zanucił modną w drużynie piosenkę, dziesięćgłosów od razu pochwyciło jej silny, mocny ton. Dalej, wesoło niech popłynie gromki Śpiew, Niech stutysięcznym echem zabrzmi pośród drzew, Niech spędzi z czoła wszelką troską, wszelki cień, Wszak słoneczny mamy dzień!W BURZY I WE MGLE Wrzesień 1939 roku był jednym z najstraszniejszych polskich miesięcy. Nie dlatego,że ponieśliśmy klęskę - niejedną już klęskę miał naród za sobą. Nawet nie dlatego, że klęskata była tak gwałtowna i tak miażdżąca - na wojnach dramaty i gwałtowne zmiany sytuacji sązjawiskiem częstym. Potworność polskiej tragedii wrześniowej polegała na czym innym: nakatastrofie psychicznej narodu, najzupełniej nie przygotowanego do tego, co się grzech obciąża sumienia polskiej propagandy i polskiego wychowania narodowegosprzed 1939 roku. Mówiono i pisano tylko o naszej potędze i o zwycięstwach - nigdy o klęskach; wstosunku do wrogów używano tonu niemal wyłącznie lekceważącego, w instrukcjach izarządzeniach unikano jak zarazy słów „ewakuacja”, „odwrót”. W wyniku tego wszystkiegozarówno społeczeństwo, jak i kierująca nim administracja, a nawet wojsko - były psychiczniegotowe do zwycięstw, lecz całkowicie nie przygotowane do klęski. A cóż dopiero do takkoszmarnych klęsk, jakie zgotował nam los. Dla Zośki, Rudego i Alka, dla ich kolegów, dlaWarszawy, dla całego kraju cztery tygodnie września, rozpoczęte wśród uniesienia, szybkozastąpionego grozą, przelewać się zaczęły burzą - huraganem oraz koszmarami faktów iprzeżyć. Nierzeczywistość tego, co się działo, wydawała się tak silna, że w mózgachnieustannie kołatało pytanie: czy to wszystko jest aby prawdą? Czy nie jest to tylko snem?Szóstego września zgodnie z apelem radiowym, Zeus, który pełnił obowiązki zastępcynaczelnika harcerzy, zebrał alarmowo harcerstwo warszawskie i wyruszył z Warszawy nawschód12. Chłopcy byli w wieku przedpoborowym. O jakichkolwiek przydziałach dopomocniczych służb wojskowych wśród panującego chaosu trudno było myśleć. Przedewszystkim trzeba było usunąć młodych mężczyzn z terenów, które mogły wpaść w ręcewroga. Tym sposobem Buki znalazły się w sytuacji niezmiernie głupiej. Wysportowani,zdrowi, zdolni osiemnastoletni chłopcy spędzili parę tygodni na drogach wśród milionowychrzesz uchodźców. Drużyny harcerskie zaprawione w dziesiątkach wycieczek różniły się wybitnie odnieszczęsnej rzeszy uchodźców. Na czele ich stał dowódca, posiadający wyrobienieorganizacyjne oraz dobre mapy. Z miejsca, zaraz po przekroczeniu Wisły, wyzwalając się 12 8 września 1939 pułkownik Roman Umiastowski ogłosił ewakuację mężczyzn zdolnych do noszeniabroni. Wyruszyli oni w kierunku Mińska Mazowieckiego, harcerze Byli pod przywództwem przemożnej sugestii owczego pędu, zeszły drużyny z głównych dróg na drogi polne ileśne. 23 drużyna - Buki - szła jak inni. Chłopcy milczeli zasępieni, nikomu nie przychodziłona myśl, by śpiewać, nikt nie chciał rozmawiać. Stopy wybijały normalne tempo, a przezmózgi przelewały się setki dręczących obrazów i wątpliwości. Co to wszystko znaczy? Co sięwłaściwie stało i co się dzieje? Dlaczego nie dostali jakiejś pożytecznej roboty? Czemu im niewyznaczono jakichś zadań, które mogliby wypełniać? Te dręczące pytania, na które nieznajdowało się odpowiedzi, przerywały obrazy zapadające na całe życie w pamięć. Otopodchodzą do wsi i obserwują, jak lotnicy nieprzyjacielscy zniżają się i zrzucają na wieśbomby burzące i zapalające; w kilkadziesiąt minut wieś cała stoi w ogniu. W przeraźliwymryku umyka z niej bydło, groza widoczna jest w oczach ludzi, którym udało się ujść z życiemz płomieni i z piekła wybuchów. Więc to taka jest wojna? Więc nawet bezbronna wieś? Więcnawet cywilna ludność... Twarde sumienia mają lotnicy niemieccy. Inny obraz: dróżka ichprzecina szosę, muszą więc podejść do szosy. Szosa jest zatłoczona od horyzontu po horyzontw sposób wprost niesamowity. Rzeka ludzka wylała z ram szosy w rowy przydrożne i pozarowy. Gęsto posuwa się zbita ciżba, głowa przy głowie, ramię przy ramieniu - toboły, rowery,wózki dziecięce, głowy końskie, taczki... Oto wśród tej zgęszczonej ciżby, kluczy powoli narowerze mężczyzna. Na plecach ma ogromny tobół, widocznie pościel, poduszki; na tymogromnym tobole maleńkie, dwuletnie dziecko, trzymające się kurczowo rączkami za wielkisupeł prześcieradła. Zośka, który to widzi, czuje jakiś skurcz bólu, cierpi, jakby był matkąnieszczęsnego maleństwa. I nagle na szosie zaczyna się dziać coś niesamowitego. Gdzieś nadalekim horyzoncie pryskają ludzie na boki, w pola. Słychać słaby, z każdą chwiląintensywniejszy warkot motorów. Samoloty! Mkną tuż nad szosą, rażąc z karabinówmaszynowych bezbronne tłumy uchodźców. Twarde sumienia mają lotnicy niemieccy. Raztylko jeden w ciągu tych wrześniowych wędrówek Buki miały możność pożytecznegowystąpienia. Było to pod Dębem Wielkim. Jakaś zbójecka lotnicza eskadra zbombardowałapociąg z uchodźcami. Chłopcy, przechodząc obok toru, ujrzeli przeraźliwy obraz: wśródpotrzaskanych, wykolejonych, dymiących wagonów - setki ludzi krzątających się nerwowolub leżących we krwi. Nigdzie nie widać białych kitlów lekarzy i sanitariuszy, nigdziewozów, które by przyjmowały rannych. Na równolegle z torem biegnącej szosie migają odczasu do czasu auta, przesuwają się wozy, żaden się jednak nie zatrzymuje, żaden niedostrzega tuż obok widocznych plam krwi i ogromu ludzkiego cierpienia. - Panowie, tak byćnie może - mówi powoli Alek. Twarz ma pobladłą. Po raz pierwszy ujrzał tak bezpośrednio iblisko grozę wojny. - My tych ludzi nie zostawimy. W parę minut potem, gdy cały oddziałekBuków, rozproszony wśród rannych przystępuje do najkonieczniejszych opatrunków, Alekstaje na skraju szosy i daje znak zbliżającemu się samochodowi, by stanął. Auto, niezwalniając biegu, przemknęło dalej. Drugie - to samo. Nie zatrzymał się równieżprzejeżdżający wóz chłopski, mimo nalegań Alka. - Do jasnej cholery! - wyrywa się z ust-młodego człowieka. Dłonie zwijają się w pięść, szczękę co chwila chwyta skurcz. - Chłopcy do mnie -woła w kierunku kolegów. Po chwili stoi na szosie cała gromadka. Zbliża się auto już nie machają rękami i nie proszą. Stoją pośrodku drogi z niezłomną decyzją woczach. - Stać! Auto ciężarowe powoli zatrzymuje się. - Wszyscy wysiadać z wozu! - nie cierpiącym sprzeciwu głosem rozkazuje Alek. - Panzabierze rannych z pociągu - nakazuje szoferowi. Szofer chwilę się waha. Polecenie bowiem wydaje jakiś harcerz, nie wojskowy. Ale harcerz jest wysokiegowzrostu, z oczu jego widać, że nie żartuje, a za nim stoi pięciu czy sześciu innych, którychtwarze niedwuznacznie wskazują na to, czego chcą. Więc szofer wychodzi z auta. Powolizaczynają schodzić podróżni. - Państwo do najbliższego miasteczka pójdą pieszo - mówiAlek. - Tam dostaniecie z powrotem wasze auto. Mężczyzn proszę o pomoc w przenoszeniu rannych. I jak to często bywa w takichchwilach - nastrój egoizmu i oporu radykalnie się zmienił w nastrój współdziałania i auta i wozy zatrzymują już nie tylko Buki, lecz i ich przygodni pomocnicy z autaciężarowego. Do późnego wieczora trwa męczący duszę i nerwy transport nieszczęsnych,cierpiących ludzi do miasteczka. Była to dla Buków pierwsza i ostatnia okazja zaznaczenia swej pożyteczności. WeWłodawie dowiedzieli się o oddziałach sowieckich, które szybko posuwają się na zaś byli już pod Włodawą. Po krótkich naradach Zeus zarządził powrót kuWarszawie. Wracano również bocznymi drogami, chwytając nieustannie wiadomości oklęskach i zapadaniu się w przepaść całej państwowej machiny polskiej. Bez przygód weszliza Włodawą w teren okupowany przez Niemców. Szli milczący, zgryzieni, zdenerwowani,źli. Pierwsze niemieckie mundury wstrząsnęły nerwami. Echa bohaterskiej obrony Warszawypodniecały, piekły i dręczyły męczącym pytaniem: dlaczego nas tam nie było? Kapitulacjęstolicy odchorowali, nie chcieli tego dnia nic jeść. Dalszy marsz stał się marszemudręczonych, chorych psychicznie ludzi, których ożywiał jedynie niepokój o najbliższych. Naulice Pragi weszli tuż za okupacyjnymi oddziałami niemieckimi, zajmującymi stolicę potrzydniowym zawieszeniu broni. Wracali po bezsensownej włóczędze, nakazanej przez chaos 13 17 września 1939 wojska radzieckie doszły do Bugu i Sanu 28 tegoż miesiąca Niemcy hitlerowskieustaliły w tym miejscu Warszawa w październiku 1939 roku była miastem grozy. Gruzy hamowały ruch naulicach, dymiły jeszcze zgliszcza. Na jezdniach piętrzyły się barykady. Domy były bez, bez światła, bez wody, oraz gazu. Zamarłej i niesamowitej ciszy ulic nie poruszazgrzyt wozów tramwajowych. Na każdym domu blizny po uderzeniach bomb i szrapneli. Wsłońcu przedziwnie pogodnej jesieni niezliczone tłumy ludności przelewają się jezdnią ichodnikami. Pod murami stoją pierwsi przygodni handlarze, trzymający w rękach różnorodnetowary. Od czasu do czasu maszeruje wrogi oddział w szarozielonych mundurach. Corazczęściej przesuwają się zielone, policyjne auta niemieckie. Rozpoczyna swą działalnośćgestapo. Zaczynają się pierwsze rewizje, pierwsze aresztowania. Ojciec Alka był jedną z tychnajpierwszych ofiar gestapo. Siedzieli właśnie wszyscy w mieszkaniu, był już późny wieczór,minęła godzina policyjna. Alek bandażował sobie stopę, skaleczoną w końcowym okresiewędrówki, z której wrócił przed dwoma tygodniami. Matka sprzątała ze stołu. Gdy rozległo się energiczne stukanie do drzwi, nikogo tospecjalnie nie zaniepokoiło. W owe pierwsze okupacyjne tygodnie ludność Warszawy-nie znała jeszcze lęku, powodowanego stukaniem w drzwi po godziniepolicyjnej. - Kto tam? - Polizei! Weszło ich pięciu, z jakimś cywilnym volksdeutschem na czele. Od pierwszej chwilibyło oczywiste, że przyszli po ojca Alka, znanego w Warszawie działacza, kierownika dużegozakładu przemysłowego. Pan Dawidowski w czasie krótkiego badania był blady, leczspokojny - nie znano jeszcze wówczas ani śledztwa gestapowskiego, ani sposobów likwidacjiwięźniów. Alek stał w rogu pokoju oszołomiony nieoczekiwanym wydarzeniem, zaskoczonytym, co się dzieje. Gdy zbliżył się doń ów gestapowiec w cywilu i czystą polszczyzną zacząłzadawać jakieś pytania dotyczące ojca, Alek przez chwilę wahał się, co i jak gdy cywil, natarczywie żądając wiadomości, gdzie są ukryte pieniądze, przyłożył dobrzucha chłopca lufę pistoletu i zagroził strzałem, dopiero wówczas Alek zdecydował się naodpowiedź. - Strzelaj pan - powiedział wolno, patrząc w oczy szpicla. - Strzelaj pan -powtórzył. Dlaczego nie aresztowano wówczas Alka, dlaczego wyprowadzono tylko ojca?Bóg to raczy wiedzieć! Być może w pierwszych dniach okupacji gestapo nie miało jeszczeustalonej metody postępowania w podobnych sytuacjach. Hardą odpowiedź chłopcapozostawiono bez następstw. Harda ta odpowiedź była dla Alka jakby wypowiedzeniem jegoprywatnej wojny Niemcom. Jego pierwszą próbą stawiania oporu wrogowi. Aresztowanieojca wywarło na Alku ogromne wrażenie. Wrażenie to uzewnętrzniło się w dwóch decyzjachjakże bardzo charakterystycznych dla Alka. Decyzja pierwsza polegała na uczynieniu postanowienia, że do czasu, póki ojciecbędzie więziony, nie tknie słodyczy ani cukru. W charakterystycznej tej, choć drobnejdecyzji, trwał Alek konsekwentnie aż do czerwca 1940 roku. Potem już postanowienie stałosię bezprzedmiotowe: jednej z nocy czerwcowych w lesie w Palmirach14 ojciec Alka zostałrozstrzelany wraz z Maciejem Ratajem , Mieczysławem Niedziałkowskim15 i dwustukilkudziesięcioma innymi ludźmi, których jedyną winą było to, iż byli działaczamispołecznymi, politycznymi lub gospodarczymi w przedwojennym życiu polskim. Decyzjadruga była tak samo naturalna jak pierwsza, ale znacznie donioślejsza w skutkach. Alekpostanowił jak najszybciej rozpocząć akcję przeciw okupantowi. W tej drugiej decyzji Alekbył tylko jednym z tysiąca. Wszak we wszystkich polskich szkołach, we wszystkich salachpublicznych przez lata całe widniało hasło: „Być zwyciężonym i nie ulec - to zwycięstwo”.Polska przegrała szereg bitew, nie przegrała jednak wojny. Wojna trwa! Walczą nasisprzymierzeńcy, organizuje się we Francji nowy polski rząd i emigracyjne polskie siłyzbrojne. Wojna trwa! Polska musi walczyć, musi walczyć także w kraju! Ledwo wróciwszy zwędrówki, zaczęły się Buki z Zeusem na czele schodzić na rozmowy, których głównymzadaniem było szukanie sposobów szkodzenia wrogowi i pełnienia służby społecznej wnowych warunkach. To poszukiwanie nowych dróg walki i służby było cechącharakterystyczną nie tylko Buków, lecz wszystkich czynnych elementów społeczeństwapolskiego w jesieni i w zimie 1939-1940 roku. Zespół Buków mógł się w tym poszukiwaniuposzczycić pewnym rekordem, jakże naturalnym wśród tej gromady młodych, której ambicjąbyło przodowanie w inicjatywie i wysiłkach. Buki jedne z pierwszych chwyciły „trop”nowych form walki i służby. Stało się to 15 października 1939 roku. Tego dnia Zośkaprzybiegł do innych z paroma arkuszami pierwszego tajnego, na powielaczu odbitegopisemka. Był to pierwszy numer „Polski Ludowej” - pisma demokratycznej grupy młodzieżyPLAN16. Chłopcy z zapartym oddechem czytali nieudolnie powielone arkusze, małozastanawiając się nad zdaniami o wyzysku kapitalistycznym i o krwawym sztandarzerewolucji, natomiast całym sercem chłonąc słowa, męką cierpień i nienawiści zaprawione,wzywające do walki z okupantem. Nie ma się co długo namyślać! Oto jest ośrodek, któryorganizuje akcję przeciwniemiecką. Natychmiast do nich i natychmiast z nimi. Byle jak 14 Palmiry - miejsce masowych egzekucji w latach 1939- 1941; na pamiątkę nazwę tę przybrałaorganizacja Małego Sabotażu w okręgach podwarszawskich, jesienią 1941 połączona z Wawrem. Maciej Rataj(1884-1940) - marszałek Sejmu RP 192Ł-1928. 15 Mieczysław Niedziałkowski (1893-1940) - działacz, teoretyk PPS, publicysta. 16 Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa [przyp. autora) - tajna lewicowa organizacja utworzona 15października 1939 w Warszawie przez grupę młodzieży demokratycznej, rozbita 15 stycznia szkodzić wrogowi! Zośka, który znał jednego z założycieli PLANu - wybitnegoinstruktora harcerskiego - Juliusza Dąbrowskiego17 szybko nawiązał łączność międzyPLANem a zespołem Buków. Grupa PLAN-u okazała się nielicznym, lecz pełnym zapałuśrodowiskiem gorącej młodzieży, próbującej z chaosu pomysłów i rozbieżnych koncepcjiwytworzyć jakąś całość. W paru pokoikach przy ulicy Złotej był przez cały dzień ruchprzeczący najbardziej elementarnym zasadom konspiracji. Dwa razy w tygodniu powielanotam „Polskę Ludową” (notabene stronę techniczną już drugiego numeru wzięły w swe ręceBuki). Przez cały dzień przyjmowano interesantów, między innymi nowych członkóworganizacji (największym zmartwieniem PLAN-u było to, że do organizacji zgłaszali się samiinteligenci; za wszelką cenę starano się zdobyć młodzież robotniczą!). Przysięga, która wtydzień po przyjęciu do organizacji Buków została uchwalona przez zarząd PLAN-u, składałasię z tak fantastycznych zdań, jak chyba żadna z konspiracyjnych przysiąg. Była tam mowa owalce na życie i śmierć z Niemcami oraz o niezłomnej woli rozbudowania w Polsce...uniwersytetów ludowych; o zdradzie karanej śmiercią oraz o... kategorycznym postanowieniunie zamieniania z Niemcami żadnego słowa. Zespół Buków, spragniony konkretnychwystąpień przeciwniemieckich, wybrał spośród projektów i zamierzeń PLAN-u to, co byłonajbardziej w nich konkretne. Dwie piątki dwa razy w tygodniu powielały i kolportowały„Polskę Ludową”. Jedna piątka poszła do współpracy z grupą bojową słynnego Kota18, którybył pierwszym działaczem niepodległościowym, ściganym plakatami policji niemieckiej jako„zbrodniczy Żyd”. Dwie inne piątki wzięły na siebie propagandę uliczną. W tych właśniepiątkach propagandy ulicznej znaleźli się Zośka, Alek i Rudy. Gdy w końcu października1939 roku rozplakatowana została odezwa nowo mianowanego gubernatora Franka outworzeniu Generalnej Guberni - na odezwie tej w parę dni po jej rozwieszeniu „nieznanisprawcy” ponalepiali małe wąskie karteczki: „Marszałek Piłsudski powiedziałby: a my was wd... mamy”. Przed tymi wąskimi skrawkami papieru, nalepionymi na żółtych plakatachobwieszczenia, stawały na moment masy ludzi i, chwyciwszy okiem treść, uśmiechały się iszły dalej. Szły jakoś bardziej wyprostowane, jakoś raźniejszym krokiem, mocniej patrzącprzed siebie. Historycznym faktem pozostanie, że te pierwsze w Warszawie nalepkipropagandowe wyszły z koncepcji i z „warsztatu” Rudego i jego kolegi Jerzego 17 Juliusz Dąbrowski (1909-1940) - harcmistrz, współtwórca Koła Instruktorskiego im. MieczysławaBema, członek wojennej Głównej Kwatery Harcerzy, współautor znanej w okresie przedwojennym książkipoświęconej harcerstwu: Jeden trudny rok. 18 Kazimierz Andrzej Kot - kierownik wydziału bojowego PLAN-u, w czasie przesłuchania zbiegł zsiedziby gestapo w alei „Warsztat” składał się z maleńkiej drukarenki-zabawki, którejgumowe literki mogą być złożone najwyżej w dwa wiersze. Obydwaj młodzi ludzie wraz zkolegami w podnieceniu „drukujący” i rozlepiający swe karteczki, niewątpliwie nie zdawalisobie sprawy z tego, że realizują pierwszy czyn samorzutnej polskiej propagandy podziemneji że robią coś, co dla morale świeżo pokonanego narodu mieć będzie wielkie znaczenie. Kolejnym zagadnieniem był kłopot z uruchomionymi wśród ruin i zgliszcz stolicyluksusowymi restauracjami i dancingami. Młodym ludziom z PLAN-u oburzenie tamowałooddech, gdy patrzyli na przepych zastawionych winami i zakąskami stołów, oddzielonychjedynie wielkimi witrynami okien od rażącej nędzy warszawskiej ulicy. Na tę podłośćmoralną za mało było nalepek. Historycznym faktem pozostanie, że zespół Buków w ramachPLAN-u po raz pierwszy zastosował gazy dla wywarcia presji na nikczemność. Mianowicie wgrudniu 1939 roku młodzi ludzie i jedna dziewczyna pod przewodnictwem JankaBłońskiego20 (cudowny człowiek, zakatowany w 1942 roku na Szucha) zagazowali osławionywarszawski lokal luksusowy „Adrię” gazem wywołującym wymioty. Satysfakcją byłoprzyglądanie się wystrojonym kobietom i obżartym, łajdackim twarzom mężczyznopuszczających szybko „Adrię” i „chorujących” w śniegu na ulicy. Występ w „Adrii” byłostatnim aktem współpracy Buków z PLAN-em. Zarówno Zeus, jak i sami chłopcystwierdzili, że związanie się z PLAN-em było związkiem nienaturalnym. Nie mielizainteresowań partyjno-politycznych i źle się czuli w chaosie organizacyjnym. Pragnęli innego typu organizacji. Rozstanie odbyło się bez zgrzytów, beznieporozumień, w sposób naturalny i uczciwy. Obie strony stwierdziły, że nie pasują do siebie- i Buki odeszły, by dalej szukać swego właściwego miejsca w Polsce Podziemnej. Odeszli namiesiąc przed katastrofą PLAN-u. Słynna była na całą Warszawę ta pierwsza wielka „wsypa”.Był to początek 1940 roku. Kilkudziesięciu ludzi znalazło się w rękach gestapo, przy czym aresztowano takżerodziny podejrzanych, między innymi całą sześcioosobową rodzinę Juliusza Dąbrowskiego, zktórej cztery osoby zginęły od kul lub w obozach, oraz rodzinę Jerzego było we wszystkich lokalach PLAN-u. Schwytano Kota w jego mieszkaniu i tylkodzięki dużej przytomności umysłu dzielny ten mężczyzna potrafił wymknąć się z rąkgestapowskich. Z zespołu Buków nikt nie ucierpiał. Burza przewaliła się obok nich. Oddajmy 19 Jerzy Masiukiewicz „Mały” - maturzysta Batorego aresztowany 2 listopada 1942. 20 Jan Błoński „Novak”, „Sum” - podharcmistrz, znany ze swych lewicowych poglądów; aresztowany 3listopada 1942, pośmiertnie mianowany harcmistrzem 21 Jerzy Drewnowski (ur 1918) - maturzysta Batorego w 1936 następnie student Szkoły GłównejHandlowej w Warszawie, związany ze Stronnictwem Demokratycznym, zastępowy w 23 WarszawskiejDrużynie Harcerzy, współorganizator ówczesnej młodzieży PLAN-u i jej kierownikom. To prawda: byli chaotyczni worganizacji. Były to jednak gorące serca pragnące zespolić szczęście Polski ze szczęściem jejnajszerszych warstw ludowych. I była to także jedna z najpierwszych organizacjiniepodległościowych podziemnej Warszawy. Ponad trzy miesiące trwało poszukiwanie przezBuki nowego dla siebie miejsca w Polsce Podziemnej. Niełatwa to była sprawa. Centralnaorganizacja wojskowa - Służba Zwycięstwa Polski - tak się zakonspirowała, że trafić do niejprzedstawiciele Buków nie mogli. Penetrując więc świat podziemny co ruchliwsze Bukiwywiadywały się i szukały odpowiedniej służby, zajmując się na razie kolportażempodziemnej prasy, którą z miesiąca na miesiąc stawała się coraz liczniejsza. Kolportowanoprasę organizacji wojskowej, ale ileż także innych pism przeszło przez kolportaż Buków wświat! Szła przez ich ręce słynna na owe czasy i szeroko rozprowadzana „Polska Żyje”. Szłaprasa socjalistyczna, narodowa, demokratyczna, bezpartyjna, szły gazety powielone idrukowane. Ponieważ jednak kolportaż dużo czasu nie zajmował, równocześnie zaśskończyły się w domach Buków słynne trzymiesięczne pensje, wypłacone we wrześniu przezpolskie władze - musieli zająć się pomocą materialną swym domom. Trzeba było chwytaćWszystko to, co dawało zarobek. Ale czy chwytano naprawdę każde wpadające pod rękęzajęcie? No... nie! Były zarobki, które jakoś odpychały, na które żaden z nich nie miał coś w paskarskim handlu żywnością. Nie pociągały pierwsze próby wyrobu specjalnego zastanawiania się, bez specjalnej myśli przewodniej, wdrożeni do pewnegotypu postępowania - wybierali te wojenne sposoby zarobkowania, w których zarobek szedł wparze z mniejszą lub większą akcją pomocy społecznej. Więc przede wszystkim oblężeniu domy warszawskie były całkowicie pozbawione szyb, a zima 1939-1940 rokubyła jedną z najstraszliwszych polskich zim. Brakowało opału. Ludność cierpiała ogromnie. Szklarze mieli pełne ręce roboty iwtedy właśnie zaczęły powstawać, jak grzyby po deszczu, zastępy szklarzy- amatorów, awśród nich Buki. Piekielnie męcząca była ta praca. Ręce grabiały na mrozie, puchły przebywanie w wyziębłych mrozem pokojach wciągało w przewlekłeprzeziębienia. Wydostanie szyb wymagało fantastycznej pomysłowości i sprytu. Ale cóż tobyła za satysfakcja, gdy się widziało, jak do świeżo oszklonych izb wracali wypędzeni z nichludzie, jak po raz pierwszy nagrzane piece ocieplały powietrze, jak w tym błogim cieplewracał spokój na twarze dzieci, kobiet i mężczyzn. Gdy skończył się sezon szklenia,rozdzieliły się drogi Buków. Rudy zaczął dawać korepetycje. W mieście zamknięte byływszystkie szkoły, a Rudy był doskonałym korepetytorem. Alek ze swym zamiłowaniem doekstrawagancji uruchomił jedną z pierwszych w Warszawie riksz - to jest dwukołowy wózekpołączony z rowerem. Rikszę prowadził do spółki z Małym. Ponieważ były to czasy, gdy uruchomiono tylko kilka linii tramwajowych, zaś każda zdopiero co wprowadzonych w stolicy riksz wzbudzała wśród publiczności zdumienie iuśmiech - Alek czuł się doskonale. - Te, Mały, czy nie sądzisz, że możemy być dumni zwprowadzenia w Polsce nowych środków lokomocji? Pionierzy jesteśmy, psiakość! Pracariksiarza była ciężka i męcząca. Riksz mało, amatorów transportu dużo. Gdy Alek z Małymwracali po dniu roboczym do domu, czuli się tak zmęczeni, że nie mieli już chęci ani naczytanie, ani na dyskusje. Ponieważ wraz z nadejściem lata zjawiły się na ulicach niesprzątanego miasta tumany kurzu, Alek i Mały powzięli decyzję skończenia z rikszą. - PanBóg dał lato nie po to, by pedałować po mieście w skwarze i kurzu. Trudno dziś o góry imorze, ale najbliższa wieś jest tuż-tuż. I tak się zaczął nowy rozdział zarobkowej, typowowojennej pracy Alka - został drwalem. Ponieważ węgiel nie dochodził wówczas do stolicy idrzewo stało się podstawowym środkiem opału, o pracę w lesie było nietrudno. W jednej zpodwarszawskich miejscowości zaciągnął się Alek do roboty i ciął, piłował, rąbał od rana dowieczora. Rąbanie drzewa jest ciężką pracą, ale wbrew pozorom - pracą dla młodego, silnego mężczyzny. Gdy się oburącz trzyma w dłoniach ciężkąszczapę, która jak piorunem rażona rozpada się na dwie części - ma się poczucie siły, w którejdobrze czuje się psychika męska. Tam to właśnie, w środowisku gdzie pracował jako drwal,poznał Jędrka Makulskiego22. Był to chłopiec o parę lat młodszy od Alka i prawie o połowęmniejszy od niego, ale z usposobienia, charakteru, sposobu myślenia i zainteresowań tak dońpodobny, że już po krótkim czasie młodzi ludzie zaprzyjaźnili się z sobą. Początki ichprzyjaźni związane były z pewnym odkryciem, które na parę miesięcy związało ich izespoliło we wspólnym przedsięwzięciu. Spacerując kiedyś po lesie, natknęli się na jakieśmiejsce, najwidoczniej świeżo poryte łopatami. Zaczęli myszkować i ze zdumieniemwydostali karabin. Parogodzinna praca postawiła ich wobec faktu nie budzącego żadnejwątpliwości. Natknęli się na spory skład broni, złożony z kilku karabinów maszynowych,kilkudziesięciu karabinów ręcznych i dużych zapasów amunicji. Najwidoczniej któryś z oddziałów, zmuszony do kapitulacji, zakopał tę broń, by niedostała się wrogowi. Zakopał ją jednak mało starannie. Odkrycie ogromnie poruszyło obydwumłodych ludzi. Nie sposób było o tym mówić komukolwiek z domowników. W lęku przedodpowiedzialnością doradziliby im jeszcze jakieś głupstwo. Gwałtownie czynione próbydotarcia do jakiejkolwiek komórki organizacji wojskowej, zakomunikowania jej o odkryciu i 22 Andrzej Makólski [w tekście błędna pisownia nazwiska), „Mały”. „Jędrek” - ur. 1924, uczeń SzkołyPodchorążych, dowódca plutonu w Powstaniu Warszawskim, poległ na Starówce 23 sierpnia broni - spaliły na panewce: nie potrafili dotrzeć do wojska. Cóż pozostawałorobić? Wzięli na siebie całkowicie ciężar, radości i kłopoty odkrycia. Przez szereg tygodnikażdej wolnej godziny i w każde święto gruntownie porządkowali broń, czyścili ją starannie(„reperujemy rower, proszę pani”), oliwili, szczelnie zawijali w impregnowany materiał,wreszcie starannie zakopywali w dobrze urządzonym schronie. Była to ciężka i męczącarobota, która zajęła obu chłopcom kilka miesięcy. Pomagało im w tym zresztą paru jednak odpowiedzialności ciążyła na Alku i Jędrku. Ta właśnie praca stała siępodłożem ich paroletniej przyjaźni. Specjalnością, w której zasłynął Zośka - był wyróbmarmolady. Co prawda i on w początkach zimy, wzorem większości Buków, pracował jakoszklarz, ale sezon szklarski skończył się, trzeba było rozejrzeć się za nowym źródłemzarobkowania. I wtedy powstał pomysł założenia „fabryki” marmolady. Oto w pokoju Zośkisiedzą wokół wielkiej misy pracownicy „fabryki” obierając i krając jabłka, marchew irabarbar: matka, siostra, Urka23, Czarny Jaś, Jacek Tabęcki i Leszek Zieliński24. Jacek od parumiesięcy bardzo zbliżył się z Zośką. Jest pierwszym w życiu Zośki przyjacielem. Jegozdolności, inteligencja, hart zdobyty wskutek trudnych warunków domowych – imponowałyZośce, pociągała zaś wielka subtelność. Imponowała także umiejętność i zamiłowanie doprzelewania na papier swoich i wspólnych myśli oraz treści pochłanianych masowo tam nie było w notatkach Jacka! I to, że człowiek może zostać takim, jakim chce, iuwagi o honorze, myśli o bohaterstwie, o potrzebie ofiar i to, jaki musi być żołnierz polski,uwagi o roli rozumu i uczucia, a także o błędnej przezeń ocenie Zośki, jako kierującego sięwyłącznie rozumem. Teraz wspólnie prowadzą wytwórnię marmolady. W domu Zośki tak jestdobrze, że każdy pomysł pracy zarobkowej, tutaj właśnie zakotwiczonej, wydaje siędoskonały. W „fabryce” marmolady rozmawia się o wszystkim, nigdy jednak o sprawachorganizacyjnych Buków, choć do „fabryki” coraz więcej zagląda kolegów. Dom Zośkiprzyciąga jak magnes. Czy to działa atmosfera wzajemnej życzliwości, otaczająca całą tęrodzinę? Czy to przyciąga młodych ludzi obecność Hanki i Urki! Być może działa powódjeden i drugi - niewątpliwie wszakże oddziałuje także powód trzeci: w owym czasieprzywódcze „właściwości Zośki rozwijają się i wzmagają. Wokół jego osoby zaczyna siękoncentrować samorzutnie cała gromada Buków. Tak samo samorzutnie ze strony Zośki 23 Urka - Urszula Głowacka-Plenkiewicz w 1939 maturzystka Gimnazjum i Liceum Im. KrólowejJadwigi w Warszawie, przyboczna w 9 W2DH „Błękitnej”. W latach okupacji członkini sabotażowego zespołuWawra przy hufcu Mokotów Otrzymała pseudonim honorowy „pani Kwaskowska”. 24 Lechosław Zieliński (1914-1940) - maturzysta Batorego w 1932, magister nauk ekonomicznych, wlatach 1937-1938 komendant Gniazda 23 WDH, podharcmistrz, aresztowany w marcu 1940, zginął troska i poczucie odpowiedzialności za cały zespół. Osoba Zośki zaczyna spajać Bukiczymś bardzo mocnym i bardzo trwałym. Ale wszystkie te i tym podobne zajęcia zarobkowe idorywcze prace społeczne nie dawały ani Zośce, ani Alkowi, ani Rudemu, ani ich kolegompoczucia stałości. - To wszystko - nie to! Szukano więc dalej nowych dróg i nowych czynności. Kiedyś cały zespół Bukówzwiązał się z działalnością Stołecznego Komitetu Samopomocy Społecznej, w którym działmłodzieżowy objął profesor Domański-Zeus. Kiedy indziej wzięto na siebie wielki trudporządkowania mogił żołnierskich. I to, i tamto było bezpośrednio pożyteczne, ale na dniewszystkiego wciąż leżała niepewność: czy to jest jednak to, o co chodziło? Stosunkowonajsilniej związali się w tym przejściowym czasie z pracą komórki więziennej, tzw. KomórkąAndrzeja. Praca w komórce więziennej była pierwszą służbą Buków na rzecz podziemnych siłzbrojnych, których ramieniem w więziennictwie warszawskim była Komórka tej pracy, jak to często bywa u Pani Służby, łączył w sobie dużą odpowiedzialnośći... nudę. Chłopcy rozdzieleni zostali na niewielkie zespoły według dzielnic, całością dowodziłZośka. Każda dzielnica miała swój lokal, na który co dzień przychodziło kilka lub kilkanaściedrobnym makiem zapisanych grypsów więziennych. Karteczki te kurierzy rozwieźć mieli pomieście i doręczyć adresatom. Ponieważ zaś adresaci z reguły nie oczekiwali ani karteczek,ani nieznajomych „listonoszy” - o kłopotliwe nieporozumienia było nietrudno. Robotę wkomórce więziennej rozpoczęto w marcu 1940 roku, trwała ona do czerwca. Potemzakotłowało się coś „na górze”. Karteczek zapisanych drobnym makiem było coraz mniej,rowery całymi dniami zaczynały stać bezczynnie. W końcu czerwca Buki rozstały się zkomórką więzienną. Trwałą zdobyczą z tej służby było zawiązanie przyjaźni między Bukamii panem Jankiem25, ich bezpośrednim przełożonym w komórce więziennej. W drugiej połowie1940 i w początkach 1941 roku na pierwszy plan wybiło się w zespole Bukówsamokształcenie. Właściwie JUŻ od października 1939 roku uczyli się i dyskutowali. Jedni zpierwszych w Warszawie zorganizowali komplety matematyki, fizyki oraz cykle dyskusjihistorycznych i światopoglądowych. Ale w tym właśnie czasie, na przełomie 1940 i 1941roku, ogarnęła ich istna pasja nauki i dyskutowania. Jakby na przekór ponurej rzeczywistości,wbrew nastrojom paniki, jaka ogarnęła Warszawę na skutek olbrzymich łapanek doOświęcimia, przeprowadzonych w sierpniu i wrześniu 1940 roku, wbrew beznadziei 25 Pan Janek- Jan Rouman, członek Głównej Kwatery, harcmistrz; od 1942 kierownik WydziałuKształcenia GKH. od 1X4 wizytator Chorągwi Warszawskiej, członek Rady Programowej przy spowodowanej katastrofą Francji, wbrew strasznym warunkom ciężkiej drugiejwojennej zimy, wbrew temu wszystkiemu młodzi ci ludzie z zaciętym uporem co dzieńodrabiali samym sobie wyznaczone przydziały naukowe i parę razy w tygodniu organizowaliwieczory dyskusyjne. Cóż za fantastyczne fluidy napełniały atmosferę pokojów, w którychzbierała się ta gromadka. Jaka przekora biła z dyskutowanych tematów w stosunku dorzeczywistości. W tygodniu, w którym Hitler odbierał defiladę w Paryżu i w całej Europieludzie chodzili ze spuszczonymi głowami - ci „wariaci”, zawiesiwszy ścianę mapami,roztrząsali sprawę wcielenia do Polski Prus Wschodnich. Gdy przychodzić zaczęły pierwszewiadomości o masowych zgonach w Oświęcimiu - po obszernym rozważeniu sprawy,jednomyślnie zajęli stanowisko, iż w polskiej walce przeciwko zbrodniarzom pruskim, należybezwzględnie unikać metod hitlerowskich, a zachować rycerskie, polskie obyczaje. Wreszciektóregoś mroźnego dnia, gdy woda w mieszkaniu pozamarzała w dzbankach, a para buchała zust przy każdym oddechu - urządzili... poranek szopenowski. Tak oto bezgraniczna wiaramłodości: wiara w siebie samych, wiara w naród, wiara w słuszność polskiej sprawy i wnajwyższą sprawiedliwość - kazała tym młodym ludziom traktować całą otaczającą ichrzeczywistość jako coś bardzo nierealnego i przejściowego. W tym też czasie Zośka, Alek,Rudy i kilku innych -wstąpiło do Szkoły Budowy Maszyn im. Wawelberga26. Uczyli sięstarannie, choć nie była to szkoła, do której by uczęszczali w czasach normalnych. W każdymjednak razie była to szkoła i normalna nauka. Dawała więcej niż komplety, szczególnie gdysię lekcje uzupełniało samokształceniem i „naciągało” profesorów na dodatkowe wyjaśnienia. Uczenie się, dyskusje światopoglądowe, wycieczki, kolportaż, zajęcia zarobkowe,doraźne służby na rzecz tej czy innej komórki podziemnej, wszystko to zajmowało całe dnie,dawało poczucie, że się spełnia swe obowiązki, ale... „Dyskusje nam się coraz częściej niekleiły. Chcieliśmy coś robić. Robić z przeświadczeniem, że to jest robota warta całkowitegooddania się jej”. Tych parę zdań napisał, wspominając te czasy, Zośka. I oto - stała się rzecz,której wszyscy pragnęli. W marcu 1941 roku trafili wreszcie na właściwy tor. Związali się zakcją małego sabotażu, prowadzoną przez organizację podziemną Wawer, która stanowiławówczas czoło otwartej walki z okupantem w kraju na odcinku szczególnie istotnym -odcinku oddziaływania niezależnej polskiej myśli na najszersze rzesze narodu. W okresieszczytowych powodzeń Niemiec, w okresie największego wzrostu ich potęgi - udanydowcipny pomysł propagandowy wytwarzał ten szczególny nastrój Warszawy, który ją będziecharakteryzował przez całą okupację, nastrój niczym nie zmąconej wiary w słuszność własnej 26 Szkoła Im. Hipolita Wawelberga - szkoła techniczna, znana z wysokiego poziomu i kpiarskiego stosunku do tak zwanych „tymczasowych”. Nowa robota otworzyłachłopcom okazję do prawdziwie czynnej służby w pracy niepodległościowej. W przyłączeniusię do akcji Wawra nie pośredniczył już Zeus. Na parę miesięcy przedtem, wypełniającrozkaz Głównej Kwatery Szarych Szeregów ruszył do Wilna, w celu nawiązania kontaktów zharcerstwem wileńskim. Ruszył - i ślad po nim zaginął. Młodzi ludzie przez długie miesiące ilata odwiedzali po dawnemu tak przez nich lubiane mieszkanie Zeusa i przyglądali się podawnemu cudom jego podróżniczych zbiorów, rozmawiając całymi godzinami z samotnąstarszą panią, która wciąż jeszcze SŁUŻBIE MAŁEGO SABOTAŻU Pierwsze zadanie dotyczyło fotografów. Instrukcja przyniesiona „z góry” stwierdzała,że liczni fotografowie warszawscy powystawiali w szafkach wystawowych fotografieżołnierzy niemieckich; fotografowie demoralizują samych siebie i społeczeństwo; nadająulicom Warszawy nieznośny wygląd. Ponieważ na kilkakrotne listowne wezwania Wawratylko niewielka ich część zareagowała, usuwając fotografie Niemców, należy resztę nauczyćpostawy obywatelskiej innymi sposobami. Tłuczenie szyb przymilającym się do klientelinieprzyjacielskiej fotografom - oto zadanie na najbliższą przyszłość. Stłuczenie szybywystawowej wiosną 1941 roku nie było rzeczą łatwą... psychicznie. Po pierwsze - ogromnawiększość zakładów mieści się na głównych ulicach miasta, na których o każdej porze jestduży ruch; po drugie - w owym czasie miasto nie znało jeszcze żadnych „akcji” ulicznych. Wowych czasach nikt do nikogo na ulicy nie strzelał, nikt nie wybijał szyb. Szyby fotografówmiały być i były jednym z pierwszych aktów represyjnych wobec Polaków, którymbrakowało kośćca obywatelskiego. Wykonawcy tych represji - pionierzy słynnych późniejwyczynów ulicznych - zabierali się do swoich szyb z namaszczeniem, lękiem, zdługotrwałym obmyślaniem planu i z wielkimi ostrożnościami. Głośny brzęk rozpryskiwanejszyby wystawowej zdawał się i dla wykonawcy, i dla publiczności warszawskiej aktemrównym wybuchowi maszyny piekielnej. W tej właśnie akcji fotograficznej wybił się na czołoAlek. Po jednym czy po dwóch miesiącach ostrożnie i skrupulatnie przygotowanychdoświadczeniach, zachęcony powodzeniem, zdecydował się na ryzykowną i pomysłowąinicjatywę. Któregoś wczesnego ranka wsiadł na rower (zdjąwszy uprzednio numerek), dokieszeni włożył kilka sporych kawałków żelaza i ruszył na Marszałkowską. W pobliżupierwszej witryny fotografa skręcił na chodnik, wyminął paru przechodniów i z całej siływalnął w szybę. Głośny brzęk tłuczonego szkła przygiął go do kierownicy, stopy mimo wolimocniej zaczęły naciskać pedały. Nie oglądając się skręcił na Jezdnię i szybko pedałowałprzed siebie. Dopiero po minucie ochłonął z wrażenia i zauważył, że z prawej strony widaćznów witrynę z fotografiami niemieckich żołnierzy. Skręcił, trzasnął z całej siły żelazem, aższyba rozprysła się w drobne kawałki. Z bramy ktoś wyskoczył wrzeszcząc głośno i Alekznów odruchowo przylgnął do kierownicy. Trzecia witryna z fotografiami niemieckimi, którawpadła mu w oczy, była na wprost dworca. O sto kroków stał policjant. Na rogu robotnicyZOM27 przeprowadzali jakiś remont. Dozorcy zaczęli otwierać bramy. Był spory ruch. 27 ZOM - Zakład Oczyszczania podszeptów wzywało Alka, by nie patrzył na prowokującą witrynę i pędził dalej,ale nie mniej silny głos wewnętrzny kazał mu sięgnąć do kieszeni po dużą żelazną nakrętkę. -Przecież nigdzie nie widać żadnego Niemca, ci wszyscy na ulicy - to Polacy; nie bój się,chłopcze, szczęście sprzyja odważnym - szeptał sam do siebie. Rozsądek pokierował zszedł z roweru i prowadząc go powoli w kierunku witryny, czekał na nadjeżdżającytramwaj. Gdy wozy tramwajowe z chrzęstem i zgrzytem wymijały fotografa - Alekzamachnął się i cisnął wielką nakrętką. Huk przejeżdżającego tramwaju zagłuszył brzęk odjeżdżał powoli oglądając się z uśmiechem na witrynę trzeciego fotografa. Byłzdumiony: ani policjant, ani robotnicy z ZOM, ani dozorcy domowi niczego nie tego czwartą szybę wywalił także przy akompaniamencie hałaśliwych zgrzytówtramwajowych i szczęśliwy wracał do domu. Jechał wyprostowany, uśmiechnięty, chciało musię śpiewać i pokrzykiwać. Dokonał dwóch rzeczy: spełnił ponad normę przypadające nańzadanie oraz przed samym sobą odbył z dobrym wynikiem próbę odwagi. Akcja fotograficznaWawra po kilku uporczywych miesiącach jej kontynuowania wydała doskonałe wyniki: z ulicwarszawskich zniknęły zupełnie fotografie mężczyzn w niemieckich mundurach. Natomiastdruga akcja, prowadzona równocześnie z pierwszą, nie dała tak dobrych wyników, choćwłożono w nią dużo wysiłku i pomysłowości. Akcja miała przerwać chodzenie polskiejpubliczności do kin, gdyż w kinach wyświetlano stale propagandowe dodatki niemieckie iczysty ich dochód szedł do kas propagandy niemieckiej. Jak w represjach fotograficznychwybił się Alek, tak w początkach „pracy kinowej” głośny stał się Rudy. Było to wtedy, gdyzaczynano dopiero szykany wobec publiczności kinowej. Zaczynano wstępnym, złośliwymsloganem, wypisywanym kredą na murach: „Tylko świnie siedzą w kinie”. W druku sloganten wygląda króciusieńko, ale gdy się go pisze dużymi literami na murze, staje się potwornymtasiemcem. Jego wypisywanie trwa zda się wieki; ponieważ zaś napis musi być czytelny,każdą literę należy pisać równo, starannie i bez pośpiechu. Jakaż świetna szkoła panowanianad sobą! Napisałeś pierwszych parę liter, a oto ubezpieczający cię kolega ostrzega, że dorogu podchodzi przechodzień. Serce przyspiesza uderzenia, lecz dłoni nie wolno przyspieszyćruchów kredy. Z drugiej strony ulicy słychać kroki. Niespokojny gwizd zabezpieczającegouderza w uszy. Fala krwi napływa do mózgu. Przemożna pokusa krzyczy wprost w duszy, byprzerwać, cisnąć kredę, biec - ale dłoń spokojnie i równo kreśli koniec ostatniego słowa,potem również spokojnie kładzie kredę do kieszeni. Spokojnie i powoli zaczynasz iść wkierunku najbliższej przecznicy. Zwyciężyłeś sam siebie. Alek był z natury odważny. Lecz Rudy musiał się silnie przezwyciężać przy każdejrobocie. Jego pierwsze wielkie nad sobą zwycięstwo było związane z napisem sloganu „Tylkoświnie siedzą w kinie”. Na ulicy Rakowieckiej, na czerwonych cegłach koszar lotniczych,Rudy najpierw napisał slogan, a potem narysował dwie duże świnie siedzące w Rakowiecka jest dość ruchliwą ulicą. Była ulicą koszar lotniczych i koszar SS. Pisanie i rysowanie trwało parę minut. Była to jedna z najpierwszych prac Rudego. Rudy wykonał zadanie ponad normę,uzupełniając je własnym pomysłem. Ponieważ był dobrym rysownikiem, świnki wypadłypierwszorzędnie i przez dłuższy czas były tematem rozmów w mieście. Walka z kinami rozgorzała na dobre. Mały Sabotaż - kontra publiczka warszawska. Wydano specjalną ulotkę do młodzieży. Rozlepiono na ulicach powszechny śmiechwzbudzające „obwieszczenie urzędowe” szefa propagandy Ohienbuscha, w którym toobwieszczeniu Ohienbusch wzywa Polaków do uczęszczania do kin, jako że dochód z nichidzie na dozbrojenie armii niemieckiej! Gazowano niezliczoną ilość razy sale kinowe,powodowano w nich smrody, wybuchy i pożary. Bez skutku! Warszawa powtarzała slogan oświniach siedzących w kinie, śmiała się z Ohienbuschowego afisza, aprobowała wykurzaniegazami z filmów - ale publiczka warszawska nie dawała się zwyciężyć. Ku zdumieniu iirytacji komendy Wawra właśnie w tych kinach, gdzie najczęściej przeprowadzano gazowanie- tłok był największy. Publiczka cisnęła się tam nie tylko, by oglądać film, ale także, aby przeżyć sensacjęgazowania. Wreszcie na pomoc Małemu Sabotażowi przyszli... hitlerowcy, urządzającktóregoś dnia łapankę w salach kinowych. Kiedy i to także nie zmniejszyło frekwencji - MałySabotaż uznał się za pokonanego i dał spokój kinom. Publiczka zwyciężyła! Do kin chodziłco prawda ludek bardzo pośledniego gatunku, ale sprawiedliwość nakazuje stwierdzić, że gdyna ekranie pokazywała się już zbyt oczywista „lipa” propagandy niemieckiej, ten ludekgwizdał i tupał. Jednym z głównych zadań Małego Sabotażu było oddziaływanie na własnespołeczeństwo, przyprowadzanie do porządku kanalii, uczenie ludzi o małym wyrobieniuobywatelskim rozumu, upowszechnianie haseł walki cywilnej. Zarówno akcja przeciwfotografom, jak i przeciwko kinom te właśnie cele miała do spełnienia. W pierwszej wybił sięAlek, w drugiej - Rudy. Obaj zjednoczyli swą pomysłowość i wysiłki w tak zwanej „akcjiprzeciw Paprockiemu”. Paprocki był to restaurator przy ulicy Madalińskiego. Regularnie wkażdą sobotę ogłaszał się w gadzinowym „Nowym Kurierze Warszawskim” komunikując, żepośredniczy w prenumeracie „Der Sturmer” (jednego z najbardziej plugawych tygodnikówhitlerowskiej propagandy) i innych niemieckich pism. Wobec tego Rudy i Alek przy pomocykilku kolegów postanowili na rozkaz Wawra „wykończyć” Paprockiego, wykończyć go „naszaro”. Kwatera główna roboty przeciw Paprockiemu mieściła się w mieszkaniu przychodzili tam Alek i paru innych. Każdego dnia omawiano plan bliższych idalszych przeciw Paprockiemu zamierzeń, każdego dnia zamierzenia te wprowadzano wczyn. Najpierw posłano do Paprockiego parę perswadujących listów. Potem wytłuczono muszyby. Potem na szeregu przystanków tramwajowych rozlepiano ogłoszenie, że ma on nasprzedaż, po rewelacyjnie niskiej cenie, bardzo w owym czasie poszukiwaną słoninę. Potemzaczęto go nękać i dręczyć kilkoma dziennie telefonami, tłumacząc, co to jest „Der Sturmer”. Potem dano w „Nowym Kurierze Warszawskim” parę ogłoszeń o tym, że Paprocki mana sprzedaż za pół darmo węgiel, którego chce się szybko wyzbyć. Potem na murach domuPaprockiego i sąsiednich wypisano o Paprockim szereg soczystych słów. Potem nalepiono nadrzwiach restauracji klepsydrę żałobną o zgonie Paprockiego. I znów wytłuczono mu dwóch tygodniach w każdym z okien restauracji ukazało się ogłoszenie, wystawione przezbliskiego wariactwa restauratora: „Zawiadamiam Szanowną Publiczność, że nie prowadzęJUŻ pośrednictwa w prenumeracie Der Sturmer i innych niemieckich pism”. Jeden z głupcówzostał nauczony rozumu! Chłopcy czuli się doskonale w służbie Małego Sabotażu. W pracę wkładali inicjatywęi sporo czasu. Słyszeli, jak miasto pozytywnie ocenia to, co robią. Widzieli często dodatnie wyniki swej pracy. To dawało zadowolenie Dużezadowolenie. Szczególnie, że czuli jednocześnie, jak oswajają się z niebezpieczeństwem, jakwdrażają w odwagę, i jak wzrasta wpływ ich działalności na stolicę. Dwa poczynania Wawrabyły szczególnie udane i dały specjalnie dużo zadowolenia. Rozlepienie ośmieszającegoHitlera afisza: „Fuhrer powiedział...” oraz rysowanie na murach żółwia, mającegopropagować powolną robotę w zakładach, pracujących na rzecz okupanta. Rekordzistążółwiowym okazał się Rudy. Przydały się tu jego zdolności rysunkowe oraz wymyślonyprzezeń schemat żółwia, łączący w sobie, jak z dumą mówił - ekspresję wyrazu i szybkośćpociągnięcia kredą. Jednego wieczoru narysował Rudy ponad 80 żółwi! Koledzy, oglądając te rysunki, zuznaniem kiwali głowami nad wyjątkowym lenistwem, bijącym z sylwetek żółwi Rudego. -Nie ma co! Wybitny talent rysunkowy! Tej samej skali, co talent kucharski! To wszystko, coopisywaliśmy wyżej, dotyczy jednej z dwóch dróg oddziaływania Małego Sabotażu: drogioddziaływania na własne społeczeństwo. Była jednak również i dziedzina druga:”oddziaływanie na Niemców warszawskich, na 20 000 cywilnych Niemców staleprzebywających w stolicy oraz setki tysięcy przewalających się przez stolicę niemieckichżołnierzy i urzędników. Chodziło o to, by Niemiec widział i czuł, że pobity kraj nie zostałpokonany, że go jako okupanta nienawidzi. Chodziło o to, by dręczyć i niepokoićnieprzyjaciela unaocznianiem mu, iż istnieją podziemne siły polskie, w każdej chwili gotowedo wyjścia na świat i do odwetu. W latach 1941 i 1942 tę działalność pedagogiczną wstosunku do okupanta spełniał właśnie Mały Sabotaż. Mały Sabotaż Wawra był pierwszą liniąPolski walczącej. Dywersja w owe czasy trwała jeszcze w głębokim ukryciu. Oddziałówpartyzanckich także jeszcze nie było, z wyjątkiem legendarnego Jędrusia28 na wielką robotą dręczenia i niepokojenia Niemców, w której wzięli udział nasichłopcy - była znana na całym świecie wojna z Goebbelsem, przeprowadzana za pomocąlitery V. Inicjatywę podjęła propaganda angielska, nawołująca drogą radiową wszystkie krajeokupowane do pisania na murach litery V, to znaczy „Victory” - zwycięstwo. Wawerprzyłączył się do brytyjskiej inicjatywy i pewnego dnia miasto pokryło się tysiącami liter to samo działo się w Jugosławii, Belgii, Francji - w całej okupowanej Europie, anawet na niektórych terenach Rzeszy - Goebbels powziął decyzję wybicia klina klinem. Naprzełomie lipca i sierpnia 1941 roku propaganda hitlerowska zaczęła z niesłychanymnakładem sił i środków, za pomocą ulotek, afiszy, napisów, specjalnych tablic tę samą literę V jako „Victorię” - symbol przyszłego zwycięstwaniemieckiego. Wawer ocenił z uznaniem refleks i pomysłowość Goebbelsa, natychmiastjednak zastosowano ripostę; zaczęto duże V uzupełniać w ten sposób, że Warszawa zaroiłasię od słowa „verloren”. „Deutschland verloren” - Niemcy zgubione! Było dużo roboty z tymV i z „Deutschland verloren”. Była to jednak praca-zabawa. Przyjemnie mieć do czynienia zrzutkim i pomysłowym przeciwnikiem! Dużą satysfakcją jest nie dać mu się, odparować iuderzyć go w czułe miejsce. Szczególnie, gdy przeciwnik jest zbrojny w potężne środki,samemu zaś rozporządza się tylko kredą i małą nalepką. Gdy propaganda niemiecka rzuciła hasło wypisywane i rozlepiane setkami tysięcy: „Deutschland siegt an allen Fronten”, Wawer krótkim ostrym pchnięciem odparowałcios: w słowie siegt literę s zamieniono na literę l „Deutschland liegt an allen Fronten”(zamiast: Niemcy zwyciężają... - Niemcy leżą na wszystkich frontach). Starożytni poeci, zaczynając swe eposy, wzywali często we wstępach bogów dopomocy w opisie wielkich czynów. Niechże wolno będzie autorowi tej książki westchnąćtakże o pomoc do muz w opisie jednego z drobnych, lecz jakże pomysłowych czynów Zośki iRudego. W drugim roku okupacji uruchomili hitlerowcy w Warszawie szereg sklepów 28 Jędruś - Władysław Jasiński (1909-1943), twórca grupy dywersyjno--bojowej działającej od 1941roku na terenie powiatów: tarnobrzeskiego, sprzedających wędliny tylko Niemcom. Dla zrujnowanej Warszawy (dla stutysięcznych rzesz ciągle głodującej ludności,otrzymującej na kartki tylko chleb, drobne ilości cukru oraz od czasu do czasu 100 g mięsa) -te olbrzymie sklepy, za witrynami których widniały stosy soczystych kiełbas, wielkichszynek, połcie mięsa, wiązanki parówek i serdelków - te niemieckie sklepy Wohlfartha byłynieznośną prowokacją. Zośka, bardziej niż inni wrażliwy na zagadnienia społeczne,zdecydował przeprowadzenie akcji przeciw kilku sklepom. Do spółki z Rudym, do którego wtym czasie silnie się zbliżył i zaprzyjaźnił, zdobył kilka probówek gazowych i ze stoperem wręku przeprowadził doświadczenia co do długości spalania lontu. Pewnej soboty, kupiwszysamo-zatrzaskującą się kłódkę, Zośka i Rudy ruszyli do głównego sklepu Wohifartha naNowym Świecie. Była godzina 12 w południe. Tłok w sklepie ogromny. Zośka przezwyciężając niepokój i lęk, zapalił zwisający u probówki lont, szybkootworzył drzwi, wszedł i, odsuwając paru Niemców, położył na bocznej ladzie probówkę zsyczącym lontem. Gwałtownym ruchem cofnął się do drzwi i, zanim zdumieni Niemcyzorientowali się, o co chodzi, był już za progiem. Rudy stał z kłódką na zewnątrz. W chwili,gdy Zośka zamykał drzwi, a w sklepie powstał niespokojny ruch, Rudy nałożył kłódkę nadwa zewnętrzne kółka, aby zamknąć w ten sposób drogę wyjścia kilkudziesięciu to trwało zaledwie sekundy. Syczący lont i zamknięcie drzwi wywołały w sklepiepanikę. Kotłowanie widoczne było na zewnątrz. Zośka zniknął. Rudy jednak został przydrzwiach, szarpiąc się z kłódką. Przekleństwo! Kłódka była za mała, kółka za grube - niemożna było docisnąć. Probówka już wybuchła, duszący dym zaczął napełniać sklep. Przed sklepem gromadził się tłum. Ludzie widzieli, że coś niesamowitego dzieje sięwewnątrz. Podchodziło dwóch policjantów. - Rudy! Rudy! - krzyknął ostrzegawczo z drugiejstrony ulicy Zośka. Każda chwila stawała się coraz niebezpieczniejsza. Rudy podniecony iwściekły odbiegł od sklepu. Jakiś głupio usłużny przechodzeń otworzył drogę zamkniętym,którzy, jak przez szatanów pędzeni, w tłoku i krzykach rzucili się na ulicę. Oczywiście Aleknie mógł dać się zakasować pomysłowości i inicjatywie innych. On też miał swoje pomysły iswoje zamierzenia. Jeśli dręczyć hitlerowców - to dręczyć. Jeden z efektownych, choć nieconiebezpiecznych sposobów polegać będzie na zrywaniu hitlerowskich flag. W każdeniemieckie święto wywieszały niemieckie i Niemcom podległe urzędy ogromne, czerwoneflagi ze swastykami. Te wielkie jaskrawe płótna zwisały na dziesięć metrów i często niemaldotykały chodników, prowokując polskie oczy swą symboliką. Stwierdzić trzeba, że pierwszehitlerowskie flagi zerwane były w Warszawie rękami Alka. Ponieważ chłopiec ten, jak sięprzekonano JUŻ od pierwszych tygodni pracy w Wawrze, miał wyjątkowo rozwiniętąodwagę, a ponadto wciąż gnał go niepokój w poszukiwaniu rzeczy niecodziennych, wwykonywaniu czynów niełatwych - ponieważ silnie grała w Alku ambicja - toteż flagihitlerowskie, na które ruszał osobiście - były to zawsze flagi wyjątkowe. Koledzy z jego piątki szli na ściąganie flag normalnych, skromniejszych rozmiarów,na mniej ruchliwych ulicach. Alek ruszał do flag największych, do najbardziejeksponowanych punktów miasta. On też zerwał olbrzymią flagę z gmachu PKO na roguŚwiętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Wspinanie się, silne szarpnięcie, szybkie zwinięcie flagi ijazda. A potem - uśmiechnięty, zadowolony odwiedza Alek przyjaciół i wymachując rękoma,pełen entuzjazmu szybko opowiada o tym, jak to było. - Cóż u Boga Ojca, myślisz, że tyjeden to potrafisz! - żachnął się kiedyś Rudy. - Przyjdź do mnie jutro, a postaram się pokazaćci coś! Zaintrygowany Alek wpadł następnego dnia do Rudego i oczom swoim nie wierzył: wpokoju czerwieniła się masa płótna trzech potężnych, dziesięciometrowych flag. - Rudy!Człowieku! Gdzieś ty to zrobił? - Zdjąłem z Zachęty. - Bujasz, niemożliwe! - Jedźmy, sprawdzimy. Pojechali. Alek już z daleka wlepił wzrok we fronton Zachęty i zdumiony zacząłcmokać. - No, no, no! - Spośród czterech olbrzymich flag wisiała tylko jedna. Trzy inne były zerwane. Na drążkach u góry czerwieniały strzępy mocnotrzymających się resztek materii. - No, no, no! - powtórzył z uznaniem Alek, patrząc na małąpostać Rudego i w myśli przymierzając ją do dolnego drążka ostatniej ocalałej flagi. Drążekten był mniej więcej na trzymetrowej wysokości od ziemi. W oczach Alka widniało nieukrywane zdziwienie. Oczywiście wszystkie wyczyny Alka, Rudego i ich kolegów nie rodziłysię chaotycznie i przypadkowo. Tylko ktoś nie znający mechanizmu działania zespołowego mógłby powziąćabsurdalną myśl, że młodzi ludzie zależnie od natchnienia i od nastroju wykonywali te czyinne oderwane akcje. W istocie rzecz wyglądała bardziej skomplikowanie, a może bardziejprosto; za kulisami efektownej akcji Buków znajdował się ich przywódca i reżyser - Zośka nie był naczelnym wodzem Wawra w Warszawie, był tylko komendantemjednego z szesnastu rejonów, na jakie została podzielona stolica. Ale był to komendantzdolny, obdarzony wyjątkowym wyrobieniem organizatorskim i dysponujący doskonaledobranym zespołem. W każdej pracy, jaką trzeba było robić, Zośka brał osobiście żywy ibezpośredni udział. Przewodził w czasie szaleństwa „Victorii”, bił rekordy w czasierysowania „kotwic”. W czasie roboty odznaczał się dużym opanowaniem i spokojem. Spokójten i opanowanie najbardziej imponowały Bukom. Ale osobiste uliczne wyczyny Zośki były czymś mało istotnym i drugorzędnym dlajego udziału w akcji Małego Sabotażu. Istotna rola Zośki polegała na pracy „sztabowej”. Toon rozplanowywał drobiazgowo i szczegółowo każdą pracę, wyznaczoną jego rejonowi przezKomendę Wawra, troskliwie przewidując wszelkie niebezpieczeństwa, mogące tej właśniepracy towarzyszyć. To on organizował i podniecał wspaniałe współzawodnictwo inicjatywy ipomysłowości. On czynił z każdego występu ulicznego swoistą szkołę charakterów,przepajając wszelkie wystąpienia Buków atmosferą służby i obowiązku, punktualności,rzetelności, odwagi, koleżeństwa. Z miesiąca na miesiąc wzrastało przywiązanie i zaufanieBuków do Zośki. To, że umiał trafnie przewidywać i trafnie zarządzać - wiedzieli od dawna,jeszcze z czasów szkolnych. Teraz przekonali się, że Zośka stał się specjalistą worganizowaniu ludzi i życia. Mimo że był ich rówieśnikiem i kolegą, poddawali się jego wolichętnie i bez wewnętrznego oporu. Szczególnie mocnym oparciem dla Buków był Zośka wciężkich okresach, kiedy w kogoś z ich gromady uderzył grom lub gdzieś w najbardziejbezpośrednim pobliżu zapadał się grunt podziemnego życia. W takich chwilach zdolnościprzywódcze Zośki jakby uwielokrotniały się. Był jeszcze spokojniejszy niż zwykle, decyzjewydawał szybciej niż zwykle. Pewnego listopadowego ranka 1942 roku uratował odniewątpliwej zguby dwoje ludzi tylko dlatego, że w ciągu minuty po usłyszeniu groźnejnowiny pędem wybiegł na miasto i zdążył w sam czas, by ich zatrzymać przed bramązagrożonego lokalu. Zośka był wśród Buków propagatorem „teorii spokoju” w czasie często: - W służbie potrzebny jest spokój, opanowanie, trzeźwa ocena, jasny umysł ipogoda ducha. - Zabawne jest pochodzenie tej sentencji. Kiedyś gromadka Buków z Zośką naczele wypisywała jakieś hasła na długim murze pewnej fabryki. Chłopcy byli niespokojni,pisali nerwowo i szybko. Naraz zza rogu wyszedł stróż. Młodzi ludzie nie zauważyli go ipospiesznie pracowali dalej. Stróż po chwili konsternacji spokojnie,spokojnie, nie tak ostro! Wy musicie pisać, ja muszę ścierać - ale po co tyle tego! Nie takostro, powoli! - Piszący zbaranieli, zaskoczeni zarówno nieoczekiwanym zjawieniem sięstróża, jak i jego kpiącym głosem. Pierwszy uśmiechnął się Zośka, za nim inni. Gdy wracali zroboty, powtarzali sentencję stróża - spokojnie, panowie, nie tak ostro. - Od tego czasu okrzyków stał się dewizą postępowania Buków w akcjach Małego Sabotażu. Tylko odwaga izdecydowanie połączone ze spokojem i trzeźwością dają powodzenie. Dopiero teraz, wnapięciu przeżyć i osiągnięć Małego Sabotażu, Buki stają się naprawdę zwartą i zespolonągrupą. Rozumieją się wszyscy doskonale i są karni, jak rzadko która grupa. Uczniowie dyskutują na temat, które cechy charakteru głównych bohaterów Kamieni na szaniec są im szczególnie bliskie, które chcieliby w sobie wykształcić, a które może mają. 5. Bibliografia . Kamiński A., Kamienie na szaniec, Czytelnik, Warszawa 2000. 6. Załączniki a) Informacje o bohaterach Wszelkie treści zamieszczone na tej stronie internetowej (teksty, zdjęcia, materiały wideo, itp.) podlegają ochronie prawnej na podstawie przepisów ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity Dz. U. z 2021 r. poz. 1062 z późn. zm.). Bez zgody Centrum zabronione jest powielanie treści, ich kopiowanie, przedruk, przechowywanie i przetwarzanie z zastosowaniem jakichkolwiek środków w tym środków elektronicznych, zarówno w całości, jak i w części.
Przeczytaj tekst i wykonaj zadania. Aleksander Kamiński Kamienie na szaniec Klasa Alka, Rudego i Zośki zdała maturę […]. W początkach czerwca 1939 roku cała grupa Buków spośród klasy maturzystów wyruszyła pod wodzą Zeusa na dziesięciodniową wyciecz - kę w Beskidy Śląskie1. Cóż to była za cudowna wyprawa!
uzavrano EBooki A Aleksander Kamiński Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 44,304 osób, 11614 z nich pobrało i opinie (41)Gość • 4 miesiące temukocham sokowiruwki1234567890Gość • 5 miesiące temubeatka to jebana szmataGość • 7 miesiące temujak zostawić komentarz?Gość • 13 miesiące temuto ma być takie krótkie ? widziałam ze to powinno mieć z 230 str a tu tak mało Gość • 14 miesiące temuo ja mi się chce spać a ta baba mi zadaje jakieś zadanie i nawet nie mam tej książki wchodzę tu aż mi się humor poprawił od komętażyGość • 14 miesiące temudsadsadGość • 15 miesiące temuUważaj bo Basia patrzy xDGość • 15 miesiące temujebać disa szkeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeGość • 15 miesiące temupierdole jakie dlugieGość • 15 miesiące temuPapi papież Gość • 15 miesiące temuszanuj papieża Gość • 15 miesiące temujan pawel drugi dzieci jebał i się nie bałGość • 15 miesiące temupani beatko a pani chyba też należy do tego kraju, czyż nie?Gość • 15 miesiące temubajo jajoGość • 16 miesiące temujebać disa kurweeeeGość • 16 miesiące temuNA CO MI TO XDDD?Gość • 16 miesiące temuJAK JESTGość • 16 miesiące temuUdostępniłam ten artykuł moim uczniom a tu takie rzeczy się dzieją. Masakra. Chory Naród. Wasze pokolenie upadnie. Pozdrawiam Beata Cieślak. : )Gość • 16 miesiące temuwezcie ogarnicie sie dzieciGość • 16 miesiące temuto jest cała ksiązka? bo oryginalna ma o wiele więcej stronGość • 16 miesiące temuKurwa xDGość • 17 miesiące temuJebac toGość • 17 miesiące temuoj nie dziady albo Zemsta tylko pan Tadeusz quo vadis albo balladynaGość • 17 miesiące temuxd to jest fajna książka nie nażekajcie jak na dziady albo zemsta traficie to dopiero będzieGość • 18 miesiące temuco jakiś czas trzeba odświeżać tekst na stronie, bo inaczej nie da się czytaćGość • 18 miesiące temuJOTDEGość • 19 miesiące temunie marudź kamienie na szaniec to chyba najlepsza lektura, czekaj na pana tadeusza to zaczniesz płakaćGość • 19 miesiące temuna której str jest akcja pod arsenałem ?Gość • 19 miesiące temuja pitoleGość • 19 miesiące temupoggersGość • 20 miesiące temupogchampGość • 20 miesiące temuxd 200 iq umysł dla gościaGość • 20 miesiące temuKurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzwanie, na cholere piszesz ze nie jestes robotem?Gość • 21 miesiące temuPo co to? :( Nie mam nic do lektur, ale fajnie było by gdyby uczniowie mieli choć część z nich wybrać (z jakąś minimalną liczbą stron np.)CzarnaMambaxD• 21 miesiące temuKurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzwanie, na cholere piszesz ze nie jestes robotem?Gość • 2 lata temuJa was pogodzę : każdy kto to pisze jest idiotą... ;)Gość • 2 lata temukurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz kurwa dzwanie, na cholere piszesz ze nie jestes robotem?Gość • 2 lata temukurwa dzwanie, na cholere piszesz kurwa dzbanie, na cholere piszesz ze nie jestes robotem?Gość • 2 lata temukurwa dzbanie, na cholere piszesz ze nie jestes robotem?Gość • 3 lata temunie jestem robotemTranskrypt ( 25 z dostępnych 121 stron) STRONA 1ALEKSANDER KAMIŃSKI KAMIENIE NA SZANIEC STRONA 2SPIS TREŚCI WSTĘP SŁONECZNE DNI W BURZY I WE MGLE W SŁUŻBIE MAŁEGO SABOTAŻU DYWERSJA POD ARSENAŁEM CELESTYNÓW WIELKA GRA UWAGI NOTA EDYTORSKA STRONA 3WSTĘP „Był w nim i bojowiec, i artysta, i skaut, i wychowawca, a przede wszystkim - Polak, Polak gorący, który - wydawało się - zrósł się z polską ziemią, który chodził jakby w gorączce, cały zasłuchany, jak bije gdzieś w głębi polskiej ziemi polskie serce” - oto najkrótsza i najtrafniejsza charakterystyka Aleksandra Kamińskiego, autora Kamieni na szaniec. Aleksander Kamiński - twórca ruchu zuchowego w Polsce, wybitny działacz harcerski w dwudziestoleciu międzywojennym oraz naukowiec - jest również znakomitym pisarzem. Wszystko, co napisał Aleksander Kamiński: czy to będzie podręcznik dla instruktorów zuchowych, wspomnienie, opowiadanie czy rozprawa ściśle naukowa, jest zawsze autentyczne, bo głęboko przez autora przeżyte i przemyślane, i zawsze bardzo uczciwe. Stanisław Broniewski: Całym życiem. Szare Szeregi w relacji naczelnika. Warszawa 1983, s. 101. Stanisław Broniewski, „Stefan Orsza”, „Witold”, „K. Krzemień” (ur. 1915), harcmistrz, ppor. AK, doc. dr hab. ekonomii, we wrześniu 1939 zaangażowany w Pogotowiu Harcerzy w Warszawie, w Szarych Szeregach od czerwca do września 1941 komendant Okręgu Południe w Chorągwi Warszawskiej, i w „Wawrze”,, od 1941 do maja 1943 komendant Chorągwi Warszawskiej i Grup Szturmowych w Warszawie, od maja 1943 do października 1944 naczelnik Szarych Szeregów. Dowódca akcji pod Arsenałem. Autor wielu cennych prac o Szarych Szeregach. Aleksander Kamiński (1903-1978) - związany z harcerstwem od roku 1922, komendant Chorągwi Mazowieckiej ZHP, w latach 1933-1939 kierownik Szkoły Instruktorskiej w Nierodzimiu i Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. W latach 1945- 1948 wiceprzewodniczący ZHP, a od 1956 do 1958 przewodniczący NRH. Od roku 1945 pracownik katedry pedagogiki społecznej Uniwersytetu Łódzkiego, a w latach 1962 - 1973 kierownik tego zakładu. Autor wielu prac z zakresu pedagogiki społecznej. Kamiński wprawdzie sam podkreślał, że nie jest powieściopisarzem, że to, co pisze, jest relacją o wydarzeniach prawdziwych, a przecież doskonale konstruuje fabułę, potrafi zawsze utrzymać czytelnika w napięciu, a jego język jest barwny i obrazowy. Są w jego dorobku twórczym teksty tak znakomite, jakich nie powstydziłby się niejeden pisarz. Narodziny dzielności, Antek Cwaniak, Andrzej Małkowski, Zośka z Parasol - to tylko kilka tytułów książek, które zdobyły sobie już na stałe miejsce w polskiej literaturze dla młodzieży. Właśnie to, że wyrastają z autentycznych zdarzeń, że opowiadają o ludziach prawdziwych, STRONA 4stanowi o ich walorach czytelniczych; w tej prawdziwości: historycznej, psychologicznej i moralnej tkwi istota pisarstwa Aleksandra Kamińskiego. Nie ma w nim fałszu i pustobrzmiących słów; autor pozostaje zawsze w zgodzie z tymi, o których pisze, i z samym sobą. Takie też są Kamienie na szaniec. Książka ta -tak bardzo popularna, że już dla kilku pokoleń Polaków stanowi lekturę obowiązkową, wynikającą jednak nie z nakazu szkolnego, lecz z czytelniczego wyboru - ma swoją niezwykłą historię. „Rosła” ona, rzec by można, w autorze, zanim jeszcze została napisana. Kamiński bowiem od pierwszych dni okupacji był wszechstronnie związany z konspiracją, jako współtwórca wielu inicjatyw, które w sposób znaczący wpłynęły na kształt życia podziemnego w okupowanej Warszawie. Przede wszystkim redagował „Biuletyn Informacyjny”, najpoczytniejsze pismo konspiracyjne, wychodzące w Warszawie już od 5 listopada 1939 roku aż do Powstania Warszawskiego, a następnie jako dziennik powstańczy do zakończenia działań bojowych w śródmieściu stolicy. Od roku 1941 był szefem Biura Informacji i Propagandy, a także twórcą i komendantem Organizacji Małego Sabotażu „Wawer”. Wawer” miał bardzo ścisły związek z Szarymi Szeregami. Aleksander Kamiński wykorzystał bowiem w organizowaniu małego sabotażu metodykę pracy harcerskiej. Do „Wawra” więc ściągnęły duże gromady młodzieży harcerskiej, pragnącej w sposób zorganizowany brać udział w walce z okupantem; tu właśnie spotkali się z „Kamykiem” Tadeusz Zawadzki, Jan Bytnar, Aleksy Dawidowski - późniejsi bohaterowie Kamieni na szaniec. Znakomity pedagog, rozmiłowany w idei harcerskiej, szybko zżył się z warszawskim środowiskiem szaroszeregowym i stał się w nim postacią popularną. Młodzież znała go z książek i publikacji prasowych, a we władzach harcerskich byli jego przyjaciele: pierwszy naczelnik Szarych Szeregów: Florian Marciniak, Juliusz Dąbrowski, współautor znanej książki Jeden trudny rok, Leszek Domański (Zeus z Kamieni na szaniec) i inni. Stanisław Broniewski, drugi po Marciniaku naczelnik tajnego harcerstwa, w swej relacji o Szarych Szeregach, zatytułowanej Całym życiem pisze, ze wśród młodzieży szaroszeregowej początkowo najpopularniejsza była książka Aleksandra Kamińskiego Andrzej Malkowski - lecz młodzi pragnęli książki dla siebie i o sobie, książki o harcerskiej konspiracji. Przykładał też do jej powstania dużą wagę Florian Marciniak i taką książkę miał napisać Kamiński. Zimą 1941/1942 powstała Wielka gra6 ucząca młodego człowieka tak żyć w warunkach niewoli, aby zachować wewnętrzną wolność; została ona uznana za książkę Bojowych Szkół. W roku 1942 wyszedł spod pióra Aleksandra Kamińskiego Przodownik - adresowany do młodych drużynowych „Zawiszy”, książkę dla Grup Szturmowych podyktowało Kamińskiemu życie. Tamże podziemne władze wojskowe zarządziły, już w STRONA 5czasie kolportażu Wielkiej gry, konfiskatę książki, uważając, Iż jest zbyt czytelna w opisywaniu metod konspiracji i w wypadku dostania się w ręce wroga może stanowić zagrożenie dla polskiego podziemia. W nocy z 22 na 23 marca 1943 roku gestapo aresztowało Jana Bytnara - Rudego. Harcmistrz Bytnar był hufcowym Hufca Południe, dowódcą plutonu Grup Szturmowych, podporucznikiem AK. Wiadomość o jego aresztowaniu i szczególnie okrutnym torturowaniu spowodowała, że wśród przyjaciół Rudego szybko dojrzało postanowienie odbicia kolegi. 26 marca w czasie słynnej akcji pod Arsenałem, dowodzonej przez Stanisława Broniewskiego, ówczesnego komendanta chorągwi warszawskiej Szarych Szeregów, uwolniono Jana Bytnara oraz grupę innych więźniów przewożonych z alei Szucha do więzienia na Pawiaku. Ale „Rudego” nie dało się już ocalić, jego stan - po przeżytych na Szucha torturach - był beznadziejny. Zmarł 30 marca 1943 roku, w tym samym dniu zakończył życie Aleksy Dawidowski - Alek, ranny w brzuch podczas odbijania Rudego; 2 kwietnia zmarł jeszcze jeden z uczestników akcji. Wypadki te legły u genezy Kamieni na szaniec. Relację o nich otrzymał Kamiński od bezpośrednich uczestników akcji, od przyjaciół Alka i Rudego, a przede wszystkim od Stanisława Broniewskiego. Przeżył to wraz z całym środowiskiem szaroszeregowym jako wielki wstrząs. I to był bezpośredni impuls do wzięcia pióra do ręki. Ale nie jedyny. Pozostał bowiem wkrótce po tragicznych wypadkach niezwykły dokument, jakim był pamiętnik Tadeusza Zawadzkiego - Zośki, który dotarł do Aleksandra Kamińskiego. I o tym dokumencie szerzej. Po śmierci przyjaciół Zośka był w fatalnym stanie psychicznym - był bliski załamania. Wówczas jego ojciec, profesor Józef Zawadzki, namówił go do napisania wspomnień. Opisuje to w Kamieniach na szaniec autor następująco: Akcja ta została szczegółowo opisana przez Stanisława Broniewskiego w książce: Pod Arsenałem. „Na wieś wyjechali we trójkę: ojciec, syn i Hania, siostra Zośki. Hania była o dwa lata starsza od brata i siedziała również gdzieś w konspiracji. Zośka pisał, chodził na spacer z Hanią lub ojcem. Wspomnienia o Rudym zajęły mu około dwudziestu stron maszynopisu. Pisząc przeżywał od nowa wszystko, co zaszło. Profesor, ojciec Zośki, przewidywał Jednak dobrze: były to wspomnienia wyzwalające. Gdy Zośka skończył - zaczął się czuć wyraźnie lepiej. Wspomnieniom swym nadał tytuł „Kamienie rzucane na szaniec”. Kiedy w parę tygodni potem spotkał się w Warszawie z kimś, kto pragnął napisać książkę o Alku i Rudym - Zośka uporczywie nakłaniał do dania tej książce tytułu swoich wspomnień: STRONA 6„Kamienie rzucane na szaniec.” Ten „ktoś” -! to był oczywiście Aleksander Kamiński. Tak więc pamiętnik Zośki był drugim źródłem inspiracji oraz informacji dla pisarza. W Uwagach, do Kamieni na szaniec autor napisał, że książka we wszystkich szczegółach oparta została na rzeczywistych wydarzeniach, że stanowi dokument, któremu nadano formę opowieści. Jest to jednak dokument niezwykły: istotnie nie ma w Kamieniach na szaniec fikcji literackiej, autor jest wyjątkowo wierny realiom, jednocześnie akcja biegnie tak wartko, rysunki postaci są tak przekonujące i tak piękne, że czasem aż trudno uwierzyć że to życie samo - a nie literatura. Kamienie na szaniec zawierają jednak tylko prawdę i to - rzec by można - prawdę wielokrotną. Po pierwsze: fakty. Wszystkie zostały potwierdzone przez historyków, nawet w szczegółach. Pisarz każde zdarzenie zawsze bardzo dokładnie lokalizuje i w czasie, i w przestrzeni. Można z tą książką wędrować po Warszawie, śladami jej bohaterów; bez trudu odnajdziemy ulice, domy i miejsca opisane przez Kamińskiego, bo jest to nie tylko opowieść o ludziach, ale i o mieście. Warszawa żyje w Kamieniach; żyją jej ulice, place i mury. To one są przecież najbliższymi świadkami tego, co robią Szare Szeregi. Związanie tak bliskie akcji z konkretnymi miejscami jest ważne w aspekcie literackim, gdyż ukonkretnia wszystkie wydarzenia fabularne. Znamy zawsze miejsce i czas wydarzeń opisywanych przez autora. Drugim elementem ukonkretniającym wydarzenia jest czas. Pierwsza data, pojawiająca się w Kamieniach na szaniec, stanowiąca niejako ich przedakcję, to czerwiec 1939, natomiast rozdział W burzy i we mgle, otwierający czas akcji Kamieni na szaniec rozpoczyna zdanie: „Wrzesień 1939 roku był jednym z najstraszniejszych polskich miesięcy”. Rozdział: W służbie Małego Sabotażu zaczyna się wiosną 1941, a Dywersje, kolejny z rozdziałów, otwiera zdanie „Listopad 1942 był przełomowym miesiącem drugiej wojny światowej”. Pod Arsenałem rozpoczyna się w przeddzień aresztowania Rudego - 22 marca 1943 roku. Celestynów - rozdział siódmy opisuje wydarzenia po śmierci Jana Bytnara - autor informuje, że jest to maj 1943 roku; dwudziestego dnia tego miesiąca Zośka kieruje akcją odbicia transportu więźniów jadących pociągiem, czytelnik zna nawet godzinę, w której pociąg zbliża się do Celestynowa. Wielka gra - ostatni rozdział książki, otwierają słowa: „Mijały letnie miesiące 1943 roku” - zamyka opis śmierci Tadeusza Zawadzkiego, w dniu 21 sierpnia -1943 roku. Autor musiał celowo z wielkim pietyzmem traktować każdy szczegół, jakby świadom, że Kamienie na szaniec staną się pierwszą lekcją historii konspiracyjnego harcerstwa dla wielu pokoleń Polaków. Że zaś ta lekcja była tak bohaterska, że aż niezwykła, musiał ją solidnie udokumentować. Odpierał tym samym możliwość ataków dotyczących przerysowania postaci, przesady i upiększania historii. Prawdziwa jest także książka w STRONA 7warstwie psychologicznej. Znać na każdej karcie, że autor był pedagogiem o dużej wrażliwości i ogromnym doświadczeniu w pracy z młodzieżą. W Kamieniach na szaniec wszystkie postacie, tak pierwsze- jak i drugoplanowe są autentyczne, noszą swoje prawdziwe nazwiska i prawdziwe pseudonimy konspiracyjne. Ale to jeszcze nie wyczerpuje kwestii ich prawdziwości psychologicznej, gdyż trudniej jest utrwalić na kartach książki człowieka rzeczywistego, tak aby był postacią żywą i prawdziwą, niż stworzyć postać literacką. Młodzi, opisani w Kamieniach na szaniec - są tacy, jacy byli naprawdę. Alek, Rudy, Zośka, Leszek Domański, Andrzej Zawadowski, czy Jaś Wuttke mówią swymi własnymi słowami, dzielą się swymi prawdziwymi przeżyciami, ich gesty, zachowania, wygląd zewnętrzny utrwalone zostały z najczulszą dokładnością. Są żywi. I w takim ich rysunku psychologicznym tkwi Jeden z sekretów popularności książki. W rozdziale pierwszym autor dokonuje prezentacji swych bohaterów. Każdego z nich przedstawia na tle grupy rówieśników i domu rodzinnego; ukazuje świat wewnętrzny oraz sposób bycia, zainteresowania, ambicje życiowe, a także wygląd zewnętrzny. W każdej charakterystyce zawarte zostały te same elementy, ale za każdym razem całość ukształtowana została inaczej. Później, na kartach książki widać dojrzewanie młodych. Wraz z Alkiem, Rudym i Zośką dojrzewa całe pokolenie; widać, jak kształtują się nowe cechy charakterów, jak zmienia się świat wyobraźni, jak w ich młode życie wkraczają takie pojęcia, jak: odwaga i rozwaga, odpowiedzialność, honor, wróg, niebezpieczeństwo, śmierć. Wspomniano już wcześniej o pamiętniku Tadeusza Zawadzkiego - stanowi on nieoceniony dokument -pozwalający prześledzić właśnie zagadnienie konstrukcji postaci i wydarzeń w Kamieniach na szaniec. Kamiński czerpał z pamiętnika obficie: wprowadził go do książki w postaci cytatów oznaczonych cudzysłowem (wtedy do czytelników mówi sam Tadeusz Zawadzki), wydobył z niego wszystkie informacje o swych bohaterach (na przykład o ich lekturach), o ich reakcjach, przemyśleniach, ukazał, jak się rodziła i pogłębiała ich przyjaźń, zainteresowania oraz plany życiowe. Zestawmy dla przykładu dwa fragmenty opisujące ten sam moment: pożegnania przyjaciół przed aresztowaniem Rudego: Pamiętnik: „Rano w poniedziałek przygotowanie do ewakuacji Sosnowej, a po południu odprawa starszego harcerstwa ze Stefanem I znowu z wielkim, przejęciem poruszany był temat wodzów i wychowania przez wzajemne oddziaływanie, gdy Jednak odprowadzał mnie ze Stefanem do domu, mówił: - Nie mam JUŻ teraz żadnych zmartwień, choćbym nawet chciał - nie mam. Teraz Tadeusz wciąż musi się czymś martwić. Wieczorem zadzwoniłem do niego: leżał już w łóżku, na bosaka podszedł do telefonu, umówiliśmy się na godzinę ósmą rano STRONA 8przed fontanną. Krótkośmy rozmawiali. Dobranoc - powiedział i położył słuchawkę”. Kamienie na szaniec: Popołudnie 22 marca 1943 roku spędził Rudy ze swym najbliższym przyjacielem. Skończyli przygotowanie do przenoszenia dużego magazynu materiałów wybuchowych, brali udział w dyskusji na temat podjętej w owym czasie przez Szare Szeregi akcji stworzenia porozumienia międzyorganizacyjnego konspiracyjnych organizacji młodzieżowych i teraz szli do domów. Rudy odprowadzał Zośkę. Rozmawiali o sprawie ostatnio bardzo ich obchodzącej: o formowaniu osobowości- przez wzajemne oddziaływanie: analizowali dodatnie i ujemne wpływy. Jakie na siebie wywierają. Zbliżała się godzina policyjna, trzeba się było rozstać. Rudy był bardzo ożywiony i pogodny. - Nie mam teraz żadnych zmartwień - mówił do przyjaciela - Choćbym nawet chciał, nie mam. Teraz ty musisz się zacząć czymś martwić Wieczorem przed snem Zośka zatelefonował do Rudego. W ostatnich miesiącach czuli się ze sobą wyjątkowo dobrze, zgadzali w poglądach na świat, na wypadki, na ludzi. Pasjonowały ich te same zadania. Zapatrzeni byli w te same rzeczy nieuchwytne a tak ważne, że malały wobec nich wszystkie inne problemy życia. Wymiana najbłahszych zdań sprawiała im przyjemność, Zośka telefonował bez żadnego powodu - ot tak, żeby powiedzieć dobranoc. Rudy leżał już w łóżku i na bosaka przybiegł do telefonu. - Dobranoc - odpowiedział przyjacielowi. Przy - nawet pobieżnej - lekturze zestawionych wyżej fragmentów widać wyraźnie, jak bardzo pisarz jest wierny realiom, uściśla je niekiedy, podając na przykład datę, charakteryzując bliżej przedmiot dyskusji itp. Wszystkie wypowiedzi Rudego zostały przytoczone dosłownie, i nawet tak drobne szczegóły jak ten, że Janek Bytnar podbiegł boso do telefonu, przeniósł pisarz do książki. Rozbudowana natomiast została w Kamieniach na szaniec charakterystyka postaci: autor bardzo wnikliwie analizuje stan psychiczny swych bohaterów, pięknie opisuje ich przyjaźń, zdając sobie sprawę, że to wszystko będzie później stanowiło klucz do zrozumienia postępowania Zośki w dalszych partiach opowieści. Pamiętnik stał się niejako konspektem najważniejszego rozdziału książki: Pod Arsenałem. Dzięki niemu zobaczył Aleksander Kamiński postać Rudego w oczach przyjaciela oraz autocharakterystykę Zośki, świadom, że człowiek pisząc o innych, pisze także zawsze o sobie. Dla opisania sceny pod Arsenałem i tego wszystkiego, co po niej nastąpiło, pamiętnik Zośki stanowił źródło podstawowe. Widać to doskonale w opisach zachowania Janka Bytnara, już po odbiciu, a także w relacji o samym przebiegu akcji. Także scena śmierci Jana STRONA 9Bytnara - tak patetyczna i zdawałoby się wskroś literacka, jest sceną autentyczną; naprawdę tak umierał Rudy. Wprawdzie w pamiętniku Zośki nie został utrwalony ów moment, gdy umierający recytuje Testament mój Juliusza Słowackiego, ale według relacji wiarygodnych świadków, było właśnie tak, jak zostało opisane w Kamieniach na szaniec. Scena ta bowiem ma swoje bardzo głębokie uzasadnienie w specjalnym kulcie Słowackiego wśród młodzieży szaroszeregowej (żywy był on przecież w legionach Piłsudskiego, których legenda robiła na tym pokoleniu tak wielkie wrażenie). W przededniu aresztowania Rudego, właśnie podczas odprowadzania Zośki do domu przez Janka Bytnara i Stanisława Broniewskiego, rozmawiano o książce Karola Koźmińskiego: Kamienie na szaniec - były to życiorysy kilku legionistów. Podobny tytuł - jak już wspomniano - Kamienie przez Boga rzucane na szaniec dał swym wspomnieniom Tadeusz Zawadzki. A w rok po wydarzeniach pod Arsenałem komendant „Ula” 12 Jan Rossman, kończył swój „Rozkaz L. 9/4” słowami: „Wojna trwa, walka jest nie zakończona; niech jej przyświecają te same słowa, które prowadziły bohaterów Pomarańczarni, słowa z „Testamentu” Juliusza Słowackiego: Niechaj więc żywi nie tracą nadziei... A jeśli trzeba na śmierć idą po kolei Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec” „ Tytuł książki spinał więc klamrą całą fabułę: wyrastał z przeżyć jednego z jej bohaterów, z atmosfery, jaką żyło całe pokolenie, zawierał ponadto w sobie pewną głębszą, metaforycznie ujętą myśl, będącą wskazaniem dla żyjących i utrwaleniem pamięci o zmarłych. Sam Zośka najgoręcej namawiał Kamińskiego do nadania książce właśnie takiego tytułu, także inni szaroszeregowi przekonywali autora, mającego początkowo pewne opory, do Kamieni na szaniec. Zaznaczmy jednak, że wydarzenia, które nastąpiły po odbiciu Rudego, ukazał Kamiński w pewnym skrócie. Mianowicie, nie przedstawił zmian miejsca pobytu rannego, przenosin z ulicy Ursynowskiej na ulicę Kazimierzowską, a następnie do szpitala Wolskiego. W Kamieniach, na szaniec Rudy cały czas przebywa w jednym miejscu: na Mokotowie. W ten sposób powstała bardzo spoista scena, o dużym napięciu dramatycznym, a równocześnie delikatnie zabarwiona liryzmem, jedna z najbardziej przejmujących w książce. Jest w niej autor wierny wszystkim realiom zawartym w pamiętniku, stwarzając przy tym niezwykły nastrój, wynikający z wielkiego zaangażowania uczuciowego narratora. W takim przedstawieniu jednego ze zwrotnych momentów akcji pokazał Kamiński swoje znakomite wyczucie spoistości fabularnej; nagromadzenie szczegółów związanych z opisywaniem przenoszenia rannego osłabiłoby dramatyzm tej sceny. Nie szkodząc więc prawdzie historycznej, złączył wszystko w jedną całość, wyzyskując napięcie dramatyczne tkwiące w STRONA 10opisywanych wydarzeniach, tak aby czytelnik długo pozostał pod wrażeniem ostatnich chwil Rudego, aby miał wrażenie, że był ich świadkiem. Natomiast śmierć Alka Dawidowskiego, w szpitalu Dzieciątka Jezus, stanowiąca scenę poprzedzającą odejście Rudego, w niczym już nie odbiega od faktycznych wydarzeń. I ten fakt ma również swoje istotne uzasadnienie. Obaj zmarli w tym samym dniu. Sceny śmierci sąsiadują ze sobą w książce, tak jak wydarzenia sąsiadowały w życiu. Ale każda z nich pełni inną funkcję ideową. Śmierć Alka jest śmiercią żołnierską, w pewnym sensie normalną w istniejącej sytuacji, z taką śmiercią jego koledzy z Szarych Szeregów są w stanie - choć z wielkim bólem - pogodzić się, bo widzą ważny sens tej ofiary. I dlatego scena ta stanowi przygotowanie do tego, co nastąpi, bo śmierć Janka Bytnara - jest śmiercią ofiary. Kamiński nie waha się więc - a jest to pisarz o wielkiej kulturze literackiej - przed naturalistycznym opisem wyglądu Rudego, po katowaniu na Szucha; opisuje też szczegółowo straszne męczarnie towarzyszące umieraniu i to wszystko potęguje tragizm losu Rudego: zadręczonego w bestialski sposób na śmierć. Zrozumiała staje się teraz reakcja kolegów, bezradnych wobec cierpień przyjaciela; chęć wymierzenia kary tym, którzy zakatowali Janka Bytnara. Zrozumiałe też staje się ich szybkie wewnętrzne dojrzewanie, gdyż tego typu przeżycia uczą pokory wobec ludzkiego cierpienia a zarazem poczucia wielkiej odpowiedzialności za życie drugiego człowieka. Kamienie na szaniec są także opowieścią o wzrastaniu młodych, o przemianach wewnętrznych towarzyszących dojrzewaniu, ukazują, jak z młodości wchodzi się w wiek męski. Bohaterów książki poznajemy w momencie, gdy młodość jeszcze prawie graniczy z dzieciństwem. Właśnie zdali maturę i pragną zdobywać cały świat. Byli uczniami jednej z najlepszych szkół średnich w Warszawie: „Batorego”, wielu z nich miało wybitne uzdolnienia, mieli otwarte głowy i wysokie aspiracje życiowe. Uczniem tej szkoły był właśnie Krzysztof Kamil Baczyński - współkolega bohaterów Kamieni na szaniec. Należeli do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerzy, która znana była ze znakomitej atmosfery i wspaniałego drużynowego: harcmistrza Leszka Domańskiego. -W książce środowisko szkoły i drużyny zostało ukazane bardzo interesująco. Od tej charakterystyki rozpoczyna autor Kamieni opowieść tak, aby móc swych bohaterów przedstawić od razu na tle pewnej zbiorowości. Tę metodę zresztą stosuje Kamiński w całej książce, łącząc elementy charakterystyki socjologicznej z psychologiczną. Dzięki temu poznajemy domy rodzinne bohaterów, ich rodziców, rodzeństwo, nauczycieli i przełożonych harcerskich. Po takim „zwiadzie środowiskowym” prezentuje Kamiński swoich bohaterów: kreśli ich wygląd zewnętrzny, charakteryzuje upodobania, przedstawia zalety i wady. Charakteryzuje ich bezpośrednio poprzez relację narratora oraz pośrednio, głównie ukazując STRONA 11w działaniu. Czasem wykorzystuje pisarz bardzo drobny szczegół, coś na pozór zupełnie banalnego, dla wzbogacenia sylwetki psychicznej bohatera. Przykładem jest epizod związany z kupieniem skórzanej kurtki przez Alka. Ten incydent pokazuje jeszcze pewną dziecinność bohatera, a zarazem sprowadza go do bardzo ludzkich wymiarów, tym samym jego postać staje się czytelnikowi bliższa. Wprowadza pisarz także taką motywację postępowania bohaterów, aby już niejako z góry przygotować czytelnika do roli, jaką Alek, Rudy i Zośka mają później odegrać w Szarych Szeregach. Kreacja postaci bohaterów jest w Kamieniach na szaniec sprawą niezwykle ważną; czytelnik bowiem musi już na początku opowieści ich polubić, uwierzyć w ich prawdziwość, dostrzec w nich żywych młodych ludzi: niezwykłych a jednak bardzo bliskich. Tak też się stało. Talent pisarski Aleksandra Kamińskiego i jego wiedza pedagogiczna zaowocowały znakomicie właśnie w tej warstwie opowieści. Szczególnie pierwszy rozdział Kamieni zawiera sporo wiedzy pedagogicznej, psychologicznej i socjologicznej, a przecież ani przez moment nie odczuwa się tego jako nużącego balastu erudycyjnego. O sprawach bardzo ważnych, czasem tragicznych, niejednokrotnie nawet patetycznych, pisze Aleksander Kamiński zawsze prosto, ma dar jasnego, zwięzłego i bardzo przekonywającego ujmowania spraw trudnych i to także stanowi cechę jego całego pisarstwa. Wspomniano już, że w Kamieniach na szaniec ukazano dojrzewanie pokolenia. Wraz z tym procesem pojawiają się problemy towarzyszące odchodzeniu od beztroski młodości. Wszystkie te niełatwe zagadnienia wprowadził pisarz na karty książki: bądź to w formie dyskusji toczącej się między młodzieżą harcerską, bądź też w formie przemyśleń poszczególnych postaci. Jednym z takich trudnych problemów jest sprawa zabijania wroga; to ona właśnie będzie spędzać sen z powiek Alka. A wyraz oczu umierającego esesmana będzie niepokoił Rudego. W takim przeżywaniu problemów czasów okupacji też zostało przedstawione dojrzewanie, które jest nie tylko nabywaniem odwagi, męstwa, twardości charakteru, ale także pogłębiającą się wrażliwością moralną. Mieści się w niej poczucie odpowiedzialności za dom rodzinny, mądrze pojęte koleżeństwo, uczciwość w ocenianiu samego siebie. W akcję książki wplótł autor bardzo wiele interesujących dyskusji. Prowadzone są one jeszcze z młodzieńczym zacietrzewieniem, ale zarazem z dużą ostrością w widzeniu spraw. Jedną z najciekawszych jest rozmowa z ojcem Zośki na temat niebezpieczeństw i wypaczeń, jakimi grozi kombatanctwo. Są też i inne: o konieczności przebudowy charakteru Polaków, o czasach, które nadejdą po zakończeniu wojny, o etyce walki, potrzebie samokształcenia. Stanowią one jakby drugi, głębszy nurt Kamieni na szaniec ukazujący najpełniej motywację poczynań bohaterów. Bez niego książka stałaby się płytką, STRONA 12sensacyjną powieścią, choćby nawet opowiadała o tych samych ludziach i wydarzeniach. Jednak tracąc całą aurę moralną i patriotyczną, towarzyszącą wszystkim poczynaniom bohaterów - straciłaby swój niepowtarzalny charakter. Właśnie pojęcie walki i służby, które w naturalny sposób realizują w codziennym życiu Alek, Rudy i Zośka, wywodzą się z tego drugiego nurtu Kamieni na szaniec. I tak dochodzimy do nazwania trzeciej prawdy zawartej w książce Aleksandra Kamińskiego, tkwi w niej pewien imperatyw moralny, nakazujący splecenie osobistego życia z losami narodu. „To poszukiwanie nowych dróg walki i służby było cechą charakterystyczną nie tylko Buków, lecz wszystkich czynnych elementów społeczeństwa polskiego w jesieni i w zimie” - pisze autor w drugim rozdziale Kamieni. A więc harcerze z Pomarańczarni nie zachowują się jakoś wyjątkowo, ale tak Jak wszyscy, jak cały naród i dlatego decyzja podjęcia walki nie jest umotywowana chęcią przeżycia przygody, lecz moralnym nakazem chwili. Ci chłopcy, których przedstawił autor w rozdziale pierwszym, nie mogli w momencie zagrożenia Ojczyzny zareagować inaczej, ich postępowanie było logicznym następstwem tego, jak ich ukształtowały: dom, szkoła i harcerstwo. Nie byli wcale pokoleniem straceńców, obca im była wszelka desperacja, czy katastroficzne nastroje. Byli prawdziwie młodzi: potrafili się bawić uczyć, kochać, pasjonować wieloma sprawami, ale ponadto, był w nich głęboko zakorzeniony kodeks norm moralnych. Wiedzieli, co to znaczy patriotyzm i mieli „szczerą wolę całym życiem służyć Bogu i Ojczyźnie”, rozumieli, że rodzicom należy się szacunek, przełożonym posłuszeństwo, a zmarłym pamięć i modlitwa. O tym nigdy nie dyskutowali - to po prostu w nich było. Są także w Kamieniach na szaniec elementy przygody, ryzyka, niebezpieczeństwa. Jest groźny przeciwnik, którego pokonanie wymaga odwagi i mądrości. W takim przedstawieniu wroga tkwi także jeden z walorów książki. Niemców nie pokazano w niej, jako głupiego, łatwego do zwyciężenia okupanta, co jest cechą tylu książek o tematyce wojennej. Niemcy w Kamieniach są mądrzy, przebiegli i okrutni. Przez to bohaterowie muszą działać rozważnie i mądrze. „Przyjemnie mieć do czynienia z przeciwnikiem rzutkim i pomysłowym! Dużą satysfakcją jest mu się nie dać, odparować, uderzyć go w czułe miejsce. Szczególnie, gdy przeciwnik jest zbrojny w potężne środki, samemu zaś rozporządza się tylko kredą i małą nalepką.” ls Pisze Aleksander Kamiński o akcji małego sabotażu. Walka z takim wrogiem jest poważną, męską próbą sił. Najwięcej elementu przygody znajduje się właśnie w rozdziale W służbie Małego Sabotażu. Pomysłowość młodzieży sprawia, że chwilami czytelnik odnosi wrażenie, że to STRONA 13wielka harcerska gra: wymagająca odwagi, spostrzegawczości, szybkiego refleksu, sprytu i nieco poczucia humoru. Fakt, że bohaterowie ocierają się o realne niebezpieczeństwo, dodaje tej grze tylko atrakcyjności - ale jeszcze nie przeraża. Groza pojawi się dopiero w następnych rozdziałach. Ale ta przygoda, która jest wciąż obecna w Kamieniach na szaniec, jest zarazem szkołą charakterów. Właśnie przeżywając tę przygodę wawerczycy uczyli się punktualności, posłuszeństwa, rzetelności i uczciwego stosunku do obowiązków, uczyli się i tej trudnej prawdy, że odwagą musi kierować rozsądek. Świadomość tego stwarzała szansę powodzenia wszelkich zamierzeń - tak efektownie wyglądających wyczynów szaroszeregowej młodzieży. Przy pobieżnej lekturze czytelnikowi może się wydawać, że to przypadek i fantazja decydowała o powodzeniu w rysowaniu kotwic, zrywaniu flag hitlerowskich, malowaniu haseł na murach Warszawy. Wszystkie te akcje są prowadzone z rozmachem, pełne emocji i znakomicie trzymają czytelnika w napięciu. Wystarczy jednak zacząć czytać nieco uważniej, by dostrzec, jak niezwykle sumiennie Zośka planuje każdą akcję, jak stara się wyeliminować każde, potencjalne niebezpieczeństwo, przewidzieć rozwój sytuacji. Nie osłabia to jednak wcale dynamizmu książki, wypadki toczą się bardzo szybko, zawierają w sobie zawsze element niespodzianki - jednak nie rządzi nimi ślepy przypadek. Jest w końcu w Kamieniach na szaniec także stopniowanie emocji: mały sabotaż jest przygotowaniem do dywersji, dywersja przygotowuje do odbicia Rudego, to zaś do równie dramatycznych i coraz trudniejszych akcji, także do śmierci innych bohaterów książki. Przygotowuje zresztą wielorako: stopniuje napięcie, bo przygoda staje się coraz bardziej niebezpieczna, ale też bohaterowie są coraz dojrzalsi: z młodzieńczej przygody przechodzą do twardej męskiej walki. Są pełni zapału, bawi ich mały sabotaż, ale coraz bardziej narasta w nich pragnienie podjęcia otwartej walki z okupantem. I tak dochodzimy do akcji pod Arsenałem, która stanowi moment zwrotny dla dalszego rozwoju wypadków. Oto odchodzą Alek i Rudy - ich wielka gra skończyła się śmiercią, jakiś rozdział w dziejach Szarych Szeregów został zamknięty. Ze względu na duży ładunek napięcia emocjonalnego u uczestników wydarzeń moment odbicia Rudego posiada wszelkie cechy punktu kulminacyjnego; będą wprawdzie później jeszcze inne akcje, inne starcia z wrogiem, po których też opłakiwać się będzie poległych kolegów, ale będzie to jednak przede wszystkim jawna walka z Niemcami. Starcie pod Arsenałem jest czymś innym, bo ma inny cel: nie jest rozrachunkiem, lecz ratowaniem przyjaciela, i ten fakt stwarza specyficzny klimat, w którym jest coś z romantycznego mierzenia sił na zamiary. Napięcie tej sceny wzrasta w momencie odwołania pierwszego przygotowania do odbicia Janka Bytnara, by osiągnąć swój szczyt wówczas, gdy zapadnie decyzja pozytywna. Teraz wypadki toczą się już błyskawicznie, przybliżając chwilami STRONA 14Kamienie na szaniec do sensacyjnej powieści, jednak bohater, którym jest teraz pewna zbiorowość, nie posiada żadnej z cech awanturniczej postaci. Podstawowa sprawa nie zostaje ani na moment zepchnięta na plan drugi utworu. Autor z dużym powodzeniem połączył w tej scenie przygodę z realiami historycznymi i pogłębioną refleksją psychologiczną. Wspomniano już o wzrastającym napięciu w czasie odwołania akcji uwolnienia więźnia. Do tej sceny trzeba jeszcze na moment powrócić. Oto czytelnik jest już przygotowany do ocalenia Rudego przez przyjaciół. Wszystko zostało sumiennie opracowane, a świadomość, iż liczy się każda chwila, wywołuje wrażenie konieczności odbicia w tym momencie. I właśnie wtedy akcja zostaje odwołana. „Tuż przed godziną przejazdu samochodu więziennego Zośka dostaje rozkaz: rozładować akcję. Mieni się cały na twarzy, przeżywa straszliwy wstrząs. Jest już jednak tak wyrobiony i karny, że zdejmuje ludzi z posterunków. Ledwo skończył, ulicą przejechała więźniarka z Szucha” „. Widoczne są wówczas wielkie zmagania wewnętrzne Zośki między pragnieniem ratowania przyjaciela a koniecznością wykonania rozkazu. Do zrozumienia postawy Zośki czytelnik został przygotowany od pierwszych kart książki. Harcerstwo zawsze było szkołą posłuszeństwa, Wawer zaś wzbogacił to jeszcze o umiejętność panowania nad sobą - nawet wbrew sobie. Dlatego Zośka wie, że musi odwołać akcję. Mimo tego jednak ani napięcie emocjonalne nie opada, ani nie mija nastrój oczekiwania. Potem już wypadki potoczą się błyskawicznie. „Z nami to jak z lasem, Haniu. To i tamto drzewo pada pod siekierą, a tymczasem cały las rośnie i pnie się ku górze... - powiedział Tadeusz Zawadzki do swej siostry w jakiś czas po śmierci przyjaciela. Pokazując młodsze pokolenie harcerzy takich, jak: Andrzej Romocki (Morro), Janek Gutt, Jerzy Tabor (Pająk) i innych, łagodzi pisarz tragiczną wymowę książki, kończącej się śmiercią Zośki. Wydawać by się mogło bowiem, że odejście Alka, Zośki, Rudego, Felka Pendelskiego, i innych stworzy w Szarych Szeregach wyrwę nie do wypełnienia, że coś się w tych, którzy pozostali, załamie i odbierze sens temu wszystkiemu, czym żyli wcześniej. Zbyt wytrawnym był jednak Kamiński pedagogiem, by książce dla młodzieży nadać wymowę pesymistyczną. Dlatego opowieść o „ludziach, którzy... w życie wcielać potrafili dwa wspaniałe ideały: braterstwo i służbę” nie kończy się, lecz urywa - tak jakby pisarz musiał odłożyć pióro, bo nadszedł znów czas działania. Pisze wyraźnie: „Walka trwa. Trzeba przerwać tę opowieść”. Przerwać, to jednak nie skończyć, bo jeszcze nic się nie skończyło; walkę podjęli młodsi koledzy Alka, Rudego, Zośki. Ka-miński nie zamyka więc swej książki, czyni ją otwartą, zapowiadając tym samym ciąg dalszy wydarzeń. Gdyby jednak wcześniej nie pojawił się w Kamieniach na szaniec problem szybkiego dorastania młodszej Pomarańczarni, gdyby nie pojawił się Andrzej Morro, tak STRONA 15podobny pod pewnymi względami do Tadeusza Zawadzkiego, to wówczas wraz ze śmiercią głównych bohaterów akcja zamykałaby się nieodwołalnie. Ten proces szybkiego dorastania ludzi został zarysowany w Kamieniach bardzo wcześnie. Na oczach czytelnika, niemal od pierwszych kart książki, rośnie młodsza Pomarańczarnia, a ci, którzy dochodzą z zewnątrz (na przykład Andrzej Morro z PETu), szybko się wtapiają w jej szeregi. W bardzo pięknym porównaniu Szarych Szeregów z rosnącym lasem uchwycone zostało to zjawisko nadzwyczaj trafnie. Jest to głęboka i niebanalna refleksja dotycząca wartości nieprzemijających, ponadczasowych, które nie przepadają nawet wówczas, gdy ginie człowiek, który nosił je w sobie; podejmują je natychmiast młodsi, ukształtowani przez system tych samych wartości i ideałów. Problem ten sięga zresztą jeszcze w dalszą przyszłość. Zmarli żyli jeszcze długo w wiernej pamięci przyjaciół, ich imiona nosiły harcerskie bataliony walczące w Powstaniu Warszawskim. Dalsze życie zapewniła im literatura, dzięki książce Aleksandra Kamińskiego pokolenie „późnych wnuków” wybiera Zośkę, Rudego, Alka jako bohaterów drużyn harcerskich. Siła sugestii pisarskiej sprawiła, że postacie bohaterów Kamieni na szaniec jakby wyszły z książki i rozpoczęły nowe życie. Książka utrwaliła czas i ludzi, uratowała ich od zapomnienia. Las, o którym mówił Zośka do swej siostry, jest wciąż żywy i zielony. Kamienie na szaniec należą do literatury faktu; beletryzacja ma w nich charakter bardzo subtelny, a głównym celem pisarza jest stworzenie wiarygodnej relacji o ludziach i wydarzeniach prawdziwych. Ten typ literatury rozwinął się bardzo bujnie po wojnie, stając się trwałym dokumentem swoich czasów. Książka Kamińskiego łączy w sobie elementy opowieści reportażowej i harcerskiej gawędy. Reportażowość uwidacznia się w dążeniu do stworzenia bardzo szczegółowo udokumentowanej relacji o warszawskich Szarych Szeregach. Autor pisze prawie wyłącznie o ludziach, których znał osobiście, i o wydarzeniach, w których osobiście uczestniczył, bądź też znał z opowiadań wiarygodnych świadków. Wprowadził jednak dość rozwinięty komentarz narratora, obszerne charakterystyki psychologiczne bohaterów, łącząc w ten sposób techniki reportażowe z narracją literacką. Książka pisana była na gorąco, bezpośrednio pod wpływem przeżytych wypadków, bez dystansu wobec opisywanych wydarzeń. To zadecydowało, że jest ona jednak czymś więcej niż opowieścią reportażową. Aleksander Kamiński tkwił w samym środku spraw, które opisywał, i z tej sytuacji wyniknął ton żarliwego zaangażowania emocjonalnego, który wywiera na czytelniku tak silne wrażenie. Przypomnijmy, jak zaczynają się Kamienie na szaniec: STRONA 16„Posłuchajcie opowiadania o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach, o niezapomnianych czasach 1939- 1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy. Posłuchajcie opowiadania o ludziach, którzy w tych niesamowitych latach potrafili żyć pełnią życia, których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echem po kraju. Autor pisze wyraźnie: „posłuchajcie”, a nie przeczytajcie, tak jakby mówił do słuchacza, a nie pisał dla czytelnika. To bardzo istotna sprawa a nie kwestia przypadku. Otóż pierwsza wersja książki była - rzec by można - wersją mówioną. I tu trzeba powrócić do genezy Kamieni na szaniec. Autor książki mieszkał przez całą okupację w Warszawie, a jego rodzina przebywała pod Warszawą. W maju 1943 roku przyjechał autor Antka Cwaniaka do rodziny przebywającej wówczas w Żbikowie, był bardzo poruszony i poprosił żonę, aby siadła do pisania. Chciał, aby pisała ręcznie, był w takim stanie psychicznym, że nie chciał skorzystać z maszyny do pisania, choć stała na oknie. Mówił urywkami, spacerując po pokoju, czasem słowa przychodziły mu z trudnością. Trwało to dwa dni, później Kamiński zabrał rękopis i pojechał do Warszawy - w lipcu ukazały się Kamienie na szaniec. Było to coś więcej niż zwyczajne dyktowanie: w autorze książka już widocznie dojrzała i została nawet w szczegółach przemyślana, skoro mógł z pamięci dyktować ją przez kilka godzin, a zarazem obserwować wrażenie, jakie wywiera na piszącej. Wrażenie było bardzo silne i w ten sposób od razu sprawdzała się celowość wyboru takiej właśnie formy. „Posłuchajcie”... tak przecież zaczyna się gawęda, a gawęd harcerskich wygłosił Aleksander Kamiński w swym życiu bardzo wiele, był mistrzem tej formy, posiadał ogromną łatwość nawiązywania kontaktu ze słuchaczami. Znać to właśnie w przytoczonym powyżej zdaniu otwierającym książkę; takich bezpośrednich odwołań znajdziemy zresztą w niej więcej. Pisarz bardzo swobodnie przechodzi od jednej informacji do drugiej, język bliski jest mówionemu, z bogatego tła opowieści wyłaniają się postaci i zdarzenia, jakby wypływały ze wspomnień o dniu wczorajszym o przeszłości, która graniczy jeszcze z teraźniejszością. Pozostały zresztą w książce także inne ślady takiej sytuacji językowej: a więc dialogi prowadzone w mowie potocznej, uwarunkowane konkretną sytuacją mówienia, czasem pewna skrótowość wypowiedzi, czasem powtórzenia nie mające stylistycznego uzasadnienia. Autor bardzo umiejętnie oscyluje pomiędzy lapidarnością a rozciągliwością toku opowiadania. Raz ogranicza się do zwartej, krótkiej informacji, świadom tego, że czytelnik dobrze rozumie, o co chodzi, kiedy indziej drobiazgowo opisuje, zwłaszcza konkrety. Wytwarza to swoistą dynamikę narracyjną, tak ważną dla utrzymania w napięciu uwagi odbiorcy. Autor operuje także bardzo umiejętnie nastrojami: żart jest zawsze powściągliwy, patos dyskretny. Trzykrotnie opisuje Kamiński śmierć bohaterów, którzy stali się już bliscy STRONA 17czytelnikowi, nie powtarza się w tych opisach ani raz; każde odejście jest inne, podobnie jest przy opisach akcji dywersyjnych czy sabotażowych. Są też sceny w Kamieniach przypominające zupełnie kadry z filmu. Dzieje się tak przeważnie wówczas, gdy autor zmienia czas narracji, na przykład z przeszłego przechodzi w czas teraźniejszy, wówczas na chwilę zatrzymuje się akcja, a autor kreśli obraz - choć nierozerwalnie związany z fabułą książki - to jednak rządzący się własnymi prawami i mogący istnieć oddzielnie. Takim obrazem kończy też Aleksander Kamiński swą książkę. Jest to obraz śmierci Zośki - scena jakby namalowana: skondensowanie ruchu, barw, kształtów, różnych rodzajów zdań: od napięcia, towarzyszącego początkowi ataku, poprzez narastający bitewny zgiełk - aż do ostatecznego uspokojenia, i odejścia Zośki na wieczną wartę. W tym momencie narrator znów zmienia czas: „Bezsilne, omdlałe ciało osuwa się spod ściany ku ziemi...” - tak zamyka się teraźniejszość. Zdanie następne: „Zdobycie posterunku żandarmerii w Sieczychach było jednym z najpiękniejszych zwycięstw Zośki” - narzuca już do opisanych wydarzeń dystans, słowo „było” odsuwa wydarzenia w przeszłość. Umiejętne operowanie czasem daje w Kamieniach na szaniec znakomite efekty w wywoływaniu nastroju, pogłębia ekspresję opisywanych scen. Ostatnie zdania książki są utrzymane w czasie teraźniejszym, bo przecież - jak już wspomniano: „Walka trwa”. „Opowieść, o wspaniałych ideałach Braterstwa i Służby, o ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i Pięknie Żyć” - takie zakończenie książki sprawia, że jest ona jednak - mimo śmierci bohaterów - wychylona ku życiu, nie jest więc epitafium dla zmarłych, lecz pamiątką dla żywych. Wielotysięczne nakłady Kamieni na szaniec zawsze błyskawicznie znikają z półek księgarskich. Książka cieszy się niesłabnącą popularnością wśród kolejnych pokoleń młodych czytelników. Młodsi szukają w niej przede wszystkim sensacyjnej akcji, starsi wzorów osobowościowych. Powracają wielokrotnie do niej dzieci i młodzież na różnych etapach czytelniczej edukacji. Przed wszystkimi atakami krytyki, zarzucającej jej w latach pięćdziesiątych słabość ideologiczną oraz idealizowanie postaci, książka obroniła się sama. Nie zaszkodziła jej też dziesięcioletnia nieobecność na półkach księgarskich w okresie 1946-1956. Dzisiaj Kamienie na szaniec uznawane są już powszechnie przez krytykę literacką za klasykę, za najlepszą książkę dla młodzieży o tematyce wojennej. Przyznają to wszyscy badacze literatury dla dzieci i młodzieży, by przywołać tylko nazwiska Krystyny Kuliczkowskiej, Zbigniewa J. Białka i Stanisława Fryciego. Także w opinii historyków książka ta stanowi pozycję o doniosłym znaczeniu. Tomasz Strzembosz - znawca lat 1939- 1945 bardzo wybitny - zauważył, że Kamienie na szaniec „to zarazem pierwsze historyczne opracowanie, próba świadectwa, dydaktyczna opowieść dla współczesnych i dla potomnych STRONA 18oraz osobista relacja, dokument historyczny (dokument świadomości i dokument epoki), żarliwe wyznanie dopiero co przeżytej prawdy o ludziach”. Stworzyły one fakt psychologiczny, który wycisnął piętno na wszystkich, którzy później pisali o Szarych Szeregach; narzuciły model wyobraźni zbiorowej i sposób wartościowania. Potwierdza to reakcja czytelnicza na każde nowe wydanie książki, tarcze szkolne, kwiaty i harcerskie chusty na grobach Alka, Rudego i Zośki, a także coroczne zloty drużyn i szczepów im. Szarych Szeregów w rocznicę wydarzeń pod Arsenałem. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby Aleksander Kamiński nie napisał Kamieni na szaniec. * * * STRONA 19SŁONECZNE DNI Posłuchajcie opowiadania o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach. o niezapomnianych czasach 1939-1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy. Posłuchajcie opowiadania o ludziach, którzy w tych niesamowitych latach potrafili żyć pełnią życia, których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echem po kraju, którzy w życie wcielić potrafili dwa wspaniałe ideały: BRATERSTWO i SŁUŻBĘ. Na jednej z dzielnic warszawskich było środowisko młodzieży harcerskiej, które umiało stworzyć atmosferę i warunki, w jakich młodzież czuła się dobrze, pragnęła sama kształcić swe charaktery, sama sobie stawiała cele i sama czyniła wszystko, co w jej mocy, by te cele osiągać. Jednym z zespołów tego środowiska był zespół Buków , nazwany tak od częstych wypraw leśnych, jakie czynił rokrocznie. Zespół Buków, do którego należeli Alek i Rudy , był zespołem udanym. Było w nim to, co stanowi o sile i prężności każdej gromady: duch zespołu, koleżeństwo i ciągła aktywność; czyn jeden po drugim, i rozmach, i radosny uśmiech. W lecie i w zimie, w czasie długich wakacji i w czasie krótkich dni świątecznych zespół ruszał w dalekie góry, nad odległe jeziora lub w pobliskie lasy i niedalekie pola. Alek był dryblasem. Wysoki, szczupły, o niebieskich oczach i płowej czuprynie, ciągle się uśmiechał, mówił szybko, wymachiwał rękoma i przy byle okazji wpadał w zachwyt. Wpływom zespołu Buków zawdzięczał nabywanie pewnej właściwości charakteru bardzo mu obcej: chłodnego panowania nad sobą w chwilach ważnych. Kiedyś na wsi, gdzie Alek przyjechał -na parę dni, syn gospodarza rąbiąc drzewo uderzył się siekierą w nogę. Krew silnie popłynęła na zieleń trawy. I, jak często w takich wypadkach, całe wystraszone otoczenie straciło głowę. Ktoś krzyknął wylękły, ktoś uciekł do pokoju, żeby nie widzieć krwi, paru domowników biegało bezradnie po domu bezsensownie szukając wody, waty. Alek jeden z całego otoczenia zareagował całkowicie odmiennie niż inni: znikł mu z twarzy wyraz niefrasobliwego roztrzepania, zbiegły się brwi nad oczyma. Po chwili był już przy skaleczonym, naciskając silnie kciukiem miejsce powyżej krwawiącej mocno rany. - Panno Basiu - zwrócił się do wystraszonej, stojącej bezradnie dziewczyny - widzi pani, już w porządku. Proszę wziąć ten płaski kamyk, wymyć go i przynieść mi razem z ręcznikiem. Zrobimy opatrunek uciskowy. Gdy to mówił - mówił spokojnym, naturalnym głosem. Z twarzy znikało skupienie i pojawił się znów uśmiech. A Rudy? Rudy miał piegowatą twarz i rudawe włosy. Cała istota Rudego ześrodkowała się w jego oczach i czole, odzwierciedlając wybitną inteligencję. Uzupełniający charaktery ludzkie zespół Buków - ten sam, pod którego STRONA 20wpływem roztrzepany uczuciowiec Alek stawał się opanowany i skupiony - zespół ten urodzonego intelektualistę Rudego ściągał do konkretów przyziemnego życia. Przy czym owo przyziemne życie uosobione zostało w postaci... kucharstwa. Mianowicie na każdej wycieczce, na każdej wyprawie, na każdym obozowisku Rudy był kucharzem Buków. Co się biedak w początkach kucharzowania nacierpiał - nie warto opisywać. Warto natomiast stwierdzić, że po pewnym czasie potrawy przyrządzane przez Rudego przestały denerwować i śmieszyć, zaczęły zastanawiać, a wreszcie zdumiewać. - Bracie - mówił poważnie Zeus1 , wódz Buków - świetnie gotujesz! Masz wyjątkowy talent kucharski. Było to w pierwszym okresie przyglądania się Zeusa Rudemu. Toteż Zeus - harcmistrz Leszek Domański - zauważył tylko część prawdy: ujawniony talent kucharski. Istota Rudego była inna. To nie był chłopiec o talencie kucharskim. Był to chłopiec o dużej, wszechstronnej skali talentów w ogóle, ale ujawniło się to dopiero z biegiem lat. Na razie nikt tak wspaniałego nie piekł na patyku chleba (tak, tak - chleba na patyku, to nie jest omyłka zecera!), nikt tak świetnie nie smażył płotek na oleju, żadna kasza hreczana nie potrafiła się zmierzyć z kaszą Rudego. A już zupełnie magicznym zjawiskiem wydawało się Bukom to, gdy kiedyś Rudy ugotował świetną zupę... z pokrzyw! To jednak, co zdecydowało o popularności Rudego w zespole, nie miało nic wspólnego z kucharstwem. To coś oparte było na talentach artystycznych Rudego i na jego zamiłowaniu do majsterkowania. Pewnego razu obmyślił Rudy oznakę dla zespołu Buków. Cyfra 23 w trójkącie, wycięta w jasnym metalu, na pomarańczowym tle małej, sukiennej podkładki. Cały zespół Buków był zachwycony estetyką oznaki, dyskrecją odcieni, delikatnością rysunku. Pobudzony zachwytem kolegów Rudy zmajstrował sztancę i własnoręcznie odbił nią tyle oznak, ilu członków liczył, zespół Buków. - Ja ci mówię, przejdziesz do historii sztuki - klepał protekcjonalnie Rudego po ramieniu gruby Andrzej Zawadowski2 . - A ty, Alek - ciągnął dalej tenże sam Andrzej Grubas - musisz się zabrać do skomponowania oznaki narciarskiej dla Buków. Alek bukowej oznaki harcerskiej nie skomponował nigdy, chociaż był najlepszym narciarzem zespołu. Narciarzem narwanym, narciarzem niepokojącym rodziców i Zeusa, narciarzem, którego nigdy nie zadowalały łagodne stoki i uczęszczane tory. Narciarzem, którego niespokojny duch ciągnął w wysokie góry, na nowe i samotne szlaki. Ten niespokojny duch narciarski był tylko cząstką osobowości Alka, która cała była niespokojna, spragniona niecodzienności, stęskniona do nadzwyczajności. Zresztą tęsknota 1 Zeus - Leszek (Lechoźlaw) Domański, członek pierwszej wojennej Głównej Kwatery Harcerzy, wizytator Polski Wschodniej, zastępca Naczelnika Harcerzy, zginął w Mińsku na przełomie 1939 i 1840 r. 2 Andrzej Zawadowski, „Grubas”, „Gruby” - maturzysta Batorego w 1939, podharcmistrz, zginął w czasie akcji czarnocińskiej w roku 1943. STRONA 21Alka do niecodzienności, do czynów przekraczających wyobraźnię i możliwości przeciętnego człowieka, była taka sama, jak tęsknota wszystkich jego kolegów - Buków. A może nie tylko Buków? Może jest to tęsknota każdej młodości? Ta tylko różnica zachodziła między tęsknotami dziesiątków tysięcy młodych serc, a tęsknotami do niecodzienności Buków, że Buki umiały się zdobyć na wcielenie wielu swych marzeń w czyn. Istniała w Warszawie szkoła, dobra szkoła. W stolicy nie brak było doskonałych szkół. I ta była właśnie jedną z nich. W szkole tej pracował właściwy zespół nauczycielski. Gdy piszemy „właściwy” nauczyciel, mamy na myśli człowieka, który posiada umiejętność zachęcania i wdrażania uczniów do samokształcenia. Tę właśnie właściwość miała większość nauczycieli gimnazjum imienia króla Stefana Batorego3 . Czy to się wyda dziwne, jeśli podamy do wiadomości, że nauczycielem geografii w gimnazjum i liceum Stefana Batorego był pan profesor Domański, przez część uczniów zwany Zeusem? Mianowicie przez tę część uczniów, która należała do zespołu Buków. Co prawda pan profesor Leszek Domański był dopiero drugi rok nauczycielem i liczył sobie zaledwie osiem lat więcej niż uczniowie klasy, której był wychowawcą. Chociaż tak było i chociaż zespół nauczycielski gimnazjum im. Batorego był zespołem ludzi światłych, cały korpus profesorski miał jednomyślnie profesorowi Domańskiemu za złe, że wprowadził zwyczaj zwracania się do siebie części uczniów przez - ty. Oczywiście nie na lekcjach, tym niemniej jednak... Korpus nauczycielski „wyraźnie to dziwactwo dezaprobował i ostrzegał kolegę Domańskiego przed niebezpieczeństwem zbytniego spoufalenia się z młodzieżą”. Właśnie w tej chwili wychodzi gromadka chłopców i ich nauczyciel na ulicę. Lekcje się skończyły. Idą powoli, rozmawiają. - Słuchaj, Zeus, idziemy dziś na „Burzę nad Azją” czy na „Dziesięciu z Pawiaka?” - pyta Alek. Alek jest wielbicielem kina. Profesor Domański również. Kilka razy w miesiącu chodzą razem do kin. - Zeusie kochany - wtrąca się Czarny Jaś4 - pożycz mi głowę Indianina wyrzeźbioną w orzechu kokosowym, którą przywiozłeś z Ameryki. Jest mi bardzo potrzebna - chcę sobie zrobić podobną z huby. Ponieważ dzisiejsza lekcja profesora Domańskiego obracała się wokół spraw Yellowstone Parku w Stanach Zjednoczonych, rozmowa schodzi na Yellowstone Park. Ktoś stawia parę pytań dotyczących parku narodowego w Tatrach. Zeus odpowiada. Andrzej Grubas zaperzony nie zgadza się z poglądami profesora. 3 Gimnazjum in. Stefana Batorego - znana państwowa szkoła średnia w Warszawie. Dyrektorem jej był Witold Ambroziewicz - wybitny pedagog. Część młodzieży gimnazjum ciążyła do Kręgu świętego Jerzego, część do Pomarańczarni. 4 Czarny Jaś- Jan Wuttke, maturzysta Batorego z 1939. członek warszawskiej Komendy Chorągwi, harcmistrz, podporucznik, poległ jako zastępca dowódcy kompanii batalionu „Zośka” około 19 września 1944 STRONA 22Cała gromadka staje na ulicy, chłopcy gestykulują, śmieją się i znów poważnieją. Przechodnie uliczni, szybko wymijając gromadkę, nie zauważają jednego z dziwactw profesora Domańskiego: kończenia lekcji na ruchliwej ulicy miasta. Są w kraju domy rodzinne, w których istnieją warunki dające możność zdrowego rozwoju psychicznego i fizycznego zarówno rodzicom jak i dzieciom. W domach tych jest wystarczająca skala zarobków, bez których jakże trudno o normalne ludzkie życie. Jest także harmonia wśród członków rodziny, oparta na wzajemnej dobrej woli i ustępliwości. Jest pewien poziom kulturalny, umożliwiający udział w przeżyciach całego świata i w dorobku przeszłych pokoleń. Jest wreszcie specjalna atmosfera, którą trudno określić, a którą poznaje się tylko po skutkach: poszczególnych członków rodziny łączy mocna więź, dom jest ostoją i otuchą, dodaje odwagi, zapewnia spokój. Takimi właśnie dobrymi domami rodzinnymi były domy Alka i Rudego. Ojcowie każdego z nich byli ludźmi biorącymi czynny udział w życiu społecznym. Matki obu chłopców były kobietami życzliwymi i mądrymi. Oba te domy nie znały się jednak, nie utrzymywały ze sobą stosunków. Dom Alka był domem kierownika fabryki. Dom Rudego - to dom inteligencki pierwszego inteligenckiego pokolenia. Ojciec Rudego był pierwszym w swej chłopskiej rodzinie, który pozostawiwszy wieś poszedł do szkół miejskich i do miasta. Rudy i Alek mieli wyjątkowo szczęśliwe warunki młodości: dobry dom, dobra szkoła, dobra organizacja młodzieżowa; a wszystkie te czynniki współdziałały ze sobą i wzajemnie się wspierały. Jakżeż - niestety - niewielu jeszcze chłopców w Polsce ma takie warunki młodości. Oczywiście szkoła, dom, środowisko koleżeńskie ogromnie ułatwiły dobry start życiowy tym chłopcom. Ale nie popełnijmy błędu złej oceny: o poziomie sportowca nie decyduje nawet najlepsze boisko ani najbardziej wygodny ubiór, ani skrupulatne przestrzeganie trybu życia sportowego - o poziomie sportowca decyduje co innego: jego istotne uzdolnienia sportowe i jego praca nad sobą. To porównanie jest odpowiedzią na pytanie o rolę dobrych warunków młodości Rudego, Alka i niektórych ich kolegów. Warunki te ułatwiły kształtowanie się dobrych charakterów. Ale właściwa i pełna zasługa, że Alek i Rudy stali się tym, czym się stali, przypada w udziale samym tym chłopcom i ich woli, z jaką chwycili w dłonie ster swego życia. Iluż młodych ludzi marnuje się i zatraca wśród tych samych, jakie mieli ci dwaj, warunków młodości. Co to jest zacięcie przywódcze? Człowiek obdarzony nim mimo woli wywiera na otoczenie wpływ zniewalający; ludzie skupiają się wokół niego i w sposób naturalny ulegają jego życzeniom. STRONA 23W Alku zacięcie przywódcze zaznaczyło się wcześnie. Nie miało ono nic wspólnego z „wodzostwem”, posiadało charakter naturalnego, koleżeńskiego przodownictwa. Ten wysoki, zawsze uśmiechnięty dryblas, nie potrafiący mówić spokojnie, przeżywający każdy czyn i każdy problem, duszę całą wkładający w każdą rozmowę i w każdą pracę - miał w sobie coś, co przyciągało doń kolegów. Ile razy szedł ulicą, tyle razy widzieć można było obok niego dwóch, trzech chłopców. Ilekroć zabierał się do majstrowania czegoś w pracowni szkolnej, tylekroć podsuwali się inni, by przypatrzyć się jego robotom, spytać o radę. Żaden z chłopców nie potrafiłby uzasadnić, dlaczego ciągnie go do Alka i dlaczego chętnie spełnia jego życzenia. Być może działała tu owa Alkowa niecodzienność, poszukująca w nauce, w grach i w życiu rozwiązań niebanalnych? Ale również mogła pociągać w Alku wyjątkowa szczerość, bezpośredniość i uczynność tak wielka, że niekiedy aż krępująca. Z biegiem czasu skupiła się wokół Alka grupka pięciu, sześciu kolegów, niemal wielbicieli. Powstanie tej drużyny wokół naturalnego przywódcy odbyło się według wszelkich reguł „doboru naturalnego”. Byli to chłopcy podobni do Alka psychicznie, jak on pragnący przebijać się w pierwszym szeregu życia ku Wielkości i Sławie. Tak powstał sławny w ciągu paru lat wśród Buków - Klub Pięciu. Klub wsławił się zdobyciem niebezpiecznych tatrzańskich zboczy, składał się z wybitnych narciarzy oraz wielbicieli powieści Jacka Londona i przygód. - Jeśli my, Klub Pięciu - powiedział któryś z nich jednego razu - nie dokonamy w życiu jakichś wielkich rzeczy, to chyba tylko przez wyjątkową złośliwość losu. Jakie to miały być wielkie rzeczy, których dokonać pragnęli - z tego zdawano sobie sprawę w sposób bardzo mętny. Może to będzie przepłynięcie kajakiem żaglowym z Gdyni do Sztokholmu? Może wynalezienie nowego typu samolotu? Rudy przysłuchiwał się z dala marzeniom Klubu Pięciu i z dala obserwował jego wyczyny. Nie należał do Klubu. Alek to „fajny” chłop! Ale refleksyjna natura Rudego wolała się trzymać z boku. Mniej go pociągały wyczyny sportowe, mniejsza była tęsknota do przygody na lądzie i morzu. Jego istotnym światem był świat uczuć i myśli. Tam szukał swojej przygody. Lecz wszechstronnie zdolny potrafił, gdy tego zapragnął, wybić się na pierwsze miejsce w każdej dziedzinie technicznej. Zrobiony przezeń kajak był najlepszym kajakiem w zespole. Gdy w pewnym momencie zorientował się, że jest jedynym nie umiejącym tańczyć uczniem w klasie - szybko i z zaciętością zabrał się do nauki tańców i po trzech miesiącach stał się ku zdumieniu szkoły najlepszym tancerzem. W pracach saperskich nikt tak jak on nie potrafił budować kładek i trampolin, wiszących mostów i szałasów. Ale właściwą treścią zainteresowań Rudego był świat życia wewnętrznego. Wystarczyło wziąć jakąkolwiek książkę do ręki, wystarczyło zacząć poważniejszą rozmowę, wystarczyło zamknąć oczy i pozostać w samotności, aby STRONA 24natychmiast do mózgu i serca zaczęły kołatać natrętne, ciągle niepokojące problemy społeczne, kulturalne, filozoficzne. W owych czasach nie było wokół Rudego wiernej drużyny wielbicieli. Natomiast zbliżali się doń i dobrze się w jego towarzystwie czuli ci wszyscy, którzy pragnęli wymiany myśli. Z biegiem czasu nieliczna gromadka przyjaciół Rudego powoli cementowała się i zespalała. Był wśród Buków chłopiec, który wyróżniał się bardziej od innych. - Urodzony organizator - mówili o nim nauczyciele, obserwując jak koledzy wysuwają go na czołowe stanowiska w samorządzie szkolnym. - Urodzony przywódca - stwierdzono w harcerstwie, obarczając go coraz bardziej odpowiedzialnymi funkcjami. - Co w tym jest? - pytała nieraz samą siebie matka, wyczuwając atmosferę uwagi i posłuchu, otaczającą w domu niedorosłego chłopca ze strony siostry i całego otoczenia dorosłych. Rozumni rodzice, ceniąc w chłopcu posiadany przezeń dar, usiłowali - skutecznie - związać owo zacięcie przywódcze syna z nastawieniem do służenia innym. Wiedzieli: przywódca-egocentryk - to niebezpieczeństwo, przywódca o typie przodownika w pracach społecznych - to wartość społeczna. Często tak bywa, że ludzie posiadający zacięcie przywódcze w stopniu skromnym - nadrabiają je marsową miną, ostrym spojrzeniem, wyniosłą postawą, stanowczym głosem. Przywódcy naturalni tego wszystkiego nie potrzebują. Tkwiąca w nich siła wyraża się w sposób nieuchwytny, niedostrzegalny, nie potrzebujący sztucznych akcesoriów. To prawo psychiczne zaznaczyło się na naszym bohaterze w sposób jaskrawy. Został on bowiem przez naturę obdarzony niemal dziewczęcą urodą. Delikatna cera, regularne rysy, jasnoniebieskie spojrzenie i włosy złociste, uśmiech zupełnie dziewczęcy, ręce o długich, subtelnych palcach, wielka powściągliwość, pewien rodzaj nieśmiałości - wszystko to było aż nadto dostatecznym powodem do nazywania Tadeusza Zawadzkiego5 przez kolegów - Zośką. Zośka! Cóż za fatalna, zdawałoby się, przeszkoda dla kariery przywódcy! Taki wygląd i takie przezwisko! Uroda Zośki nie była jedyną zasłoną, która utrudniała dostrzeżenie męskiej strony jego charakteru. Drugą taką zasłoną był stosunek Zośki do domu i do matki. Chłopiec ten nie czuł się nigdzie tak dobrze, jak właśnie w domu, z nikim nie przyjaźnił się tak serdecznie, jak właśnie z matką. „Matka zastępuje mi kolegów i przyjaciół” - zwierzył się kiedyś na kartkach swego pamiętnika. I to bowiem także ku „hańbie” Zośki zapisać należy, że robił notatki o sobie, coś w rodzaju pamiętnika. Zośka do domu przywiązany był wyjątkowo silnie. Godzinami całymi prowadził koleżeńskie rozmowy z 5 Zośka - Uwagi Aleksandra Kamińskiego. STRONA 25ojcem - profesorem6 , z matką - działaczką społeczną, z siostrą. Albowiem w domu rodzinnym Zośki było w zwyczaju omawianie wspólnie zagadnień i kłopotów z zakresu prac każdego z rodziców i każdego z dzieci. Dzieci radziły się ojca i matki. Matka i ojciec pytali o opinię dorastające dzieci. Rzadko się zdarza, by dwoje ludzi tak bardzo do siebie było podobnych, jak Zośka i jego matka. W obojgu uderzał ten sam spokój pokrywający głębię uczucia i wrażliwość, ten sam łagodny, wyrozumiały, głęboki stosunek do ludzi, to samo pełne oddanie się sprawie, co do której wzięli na siebie odpowiedzialność. Życie matki Zośki przed ślubem było całkowicie wypełnione pracą społeczną wychowawcy. Po przyjściu na świat dzieci uznała ich wychowanie za główny cel dalszego życia i - choć ciężko to jej przyszło - odeszła od wielu dawnych prac umiłowanych, zachowując jako główną osobistą przyjemność to tylko, co się z nową drogą życia - uzgodnić dało. Miała to szczęście, że wychowała dzieci takie, jakie wychować chciała. Zośka był to chłopiec o wyjątkowych zdolnościach, wybitnej inteligencji teoretycznej i praktycznej. Wszystkim się interesował i gdziekolwiek zwrócił umysł, czegokolwiek się tknął - towarzyszyły mu szybkie i łatwe osiągnięcia. Jak to często bywa z chłopcem zdolnym - Zośka nie przepracowywał się zanadto w szkole. Uczył się na czwórki. W jednym półroczu przyniósł nawet na cenzurze większość trójek. Była to - rzecz charakterystyczna! - półrocze, w którym bardzo ciężko chorowała jego matka. Uroda, wdzięk w sposobie bycia oraz pochłonięcie życiem domowym - wszystko to osłaniało i kryło przed otoczeniem naturę Zośki. Częściowo „dekonspirowały” go sporty. Zośka wyróżniał się w strzelectwie, w hokeju i w tenisie, zdobywając w turniejach międzyszkolnych szereg pierwszych miejsc. Zresztą, rzecz ciekawa, że nawet w sportach... - Co ty robisz? - zawołał kiedyś zdumiony Jacek Tabęcki7 , patrząc na Zośkę, który miał za chwilę wybiec na boisko dla rozegrania jednego z decydujących meczów i teraz odmierzał w kącie jakieś krople. - Waleriana... – odburknął Zośka, zawstydzony, że go przyłapano na czymś niemęskim. - Dwanaście, trzynaście, czternaście... - liczył spadające na kostkę cukru krople. Zwycięstwo sportowe imponuje otoczeniu. Zośka był niemal zawsze zwycięzcą. Zwycięstwa kierowały nań spojrzenia kolegów. Równocześnie zaczęto stwierdzać rzecz inną: Zośka był uparty, uparty w sposób niezwykle drażniący. Rzadko to się zdarzało. Przeważnie albo nie zajmował stanowiska wobec rozgrywających się wypadków, albo też ustępował nalegającym. Gdy jednak zaciął się w jakiejś decyzji - nic go nie mogło 6 Ojciec Zośki- Józef Zawadzki (1886-1981) wybitny chemik, rektor Politechniki Warszawskiej. 7 Tabęcki Jacek - maturzysta Batorego w 1941, zmarł w Oświęcimiu.
Kamienie na szaniec, tekst stosunk owo objętościowo w pier wszym wydaniu skromny, nie jest jakimś obrazem re aliów okupacji niemieckiej w Warszawie od a do z, lecz opowieścią o „A lku
Załóż konto Zaloguj się Twój koszyk Zaloguj się Zapomniałem hasła Zapomniałem hasła Książki Nowości Zapowiedzi Cała oferta Gry Nowości Zapowiedzi Cała oferta Puzzle Zabawki Nowości Zapowiedzi Cała oferta Wideoinstrukcje Promocje Książki lekko uszkodzone Gry lekko uszkodzone Zabawki lekko uszkodzone Końcówki nakładów Promocje specjalne Twórcy Wydarzenia Do pobrania Materiały do zabaw Scenariusze zajęć Katalogi Інструкції / Instrukcje Dla szkół i bibliotek Kontakt Formularz kontaktowy Informacje kontaktowe Dla prasy Dla autorów Dla ilustratorów Dla blogerów Dla bibliotek Foreign rights Partnerzy handlowi Regulaminy
. 323 326 460 404 378 205 487 486

kamienie na szaniec tekst pdf